Strony

wtorek, 30 czerwca 2015

Soba z wołowiną i szpinakiem


                               Zup azjatyckich, szczególnie zaś japońskich nie mogę obiektywnie ocenić, ponieważ dla mnie chyba wszystkie są bezkonkurencyjne i niezmiennie najsmaczniejsze. 
Japońska zupa soba nazywa się dokładnie tak samo jak japoński makaron gryczany; przyznaję, że pierwsze z nim spotkanie nie było dla mnie jakieś zachwycające, dziwił mnie jego zapach, smak, faktura...
Ale po kilku potrawach lody zostały przełamane i kocham soby - szczególnie zupy soby. 
Moim zdaniem do tego  makaronu pasują albo dość wyraziste dodatki, lub bardzo łagodne; w japońskich knajpkach spotykałam też najczęściej w zupie soba makaron gryczany w towarzystwie jajka, smażonego tofu, szpinaku lub ostro doprawionego kurczaka. 
Oryginalne soby powstają na bazie bulionu rybnego dashi, ale można go także zastąpić wywarem mięsnym. Moja sobę zrobiłam na wywarze wołowym, pozostałe składniki to blanszowany szpinak, cieniutko krojona cebula i gotowana wołowina, całość zwieńczona wyrazistymi przyprawami i garścią ziół pozwala przenieść moje kubki smakowe na długą chwilę do Kraju Kwitnącej Wiśni. Znacie już ramen? Poznajcie sobę - japońską zupę z wołowiną i szpinakiem.


Składniki na 4 duże porcje:

WYWAR
  • 600 g łopatki wołowej 
  • 2 cm świeżego imbiru (obranego, pokrojonego w grube plastry)
  • 2 małe papryczki chili, mogą być suszone
  • 1 cebula (w łupinie!)
  • 1 duża cebula pokrojona w drobną kostkę
  •  1 marchewka pokrojona w drobną kostkę
  • 2 łyżki jasnej pasty miso
  • 5-6 łyżek jasnego sosu sojowego
  • sok z połowy cytryny
  • 4 łyżki sake lub sherry
  • 3 łyżki cukru trzcinowego 
  • szczypta lub łyżeczka mielonej ostrej papryczki chili (w zależności od upodobania)
  • sól, pieprz do smaku
ZUPA I DODATKI
  • 100 g makaronu soba, ugotowanego wg przepisu na opakowaniu
  • 50-80 g świeżego szpinaku (lub mrożonego ale musi być w liściach)
  • 1 cebula bardzo cienko pokrojona w półplasterki
  •  świeże, grubo krojone zioła - pietruszka, szczypior, kolendra
  • mięso z wywaru, pokrojone w grubą kostkę lub podzielone na większe kęsy (moje było bardzo miękkie)



1. Oczyszczone mięso kroimy na 4 części, wkładamy do garnka, zalewamy 2-ma litrami zimnej wody, dodajemy imbir, papryczki, cebulę w łupinie. Gotujemy 2 h na wolnym ogniu. Wyciągamy cebulę, imbir i papryczki, dodajemy resztę składników, oprócz soku z cytryny, gotujemy kolejną godzinę. Wyciągamy mięso, odkładamy; będzie nam potrzebne w późniejszym etapie. Wywar doprawiamy solą, pieprzem, sokiem z cytryny i w razie potrzeby sosem sojowym. Gotujemy jeszcze przez 15 min. Doprawiamy ostrą papryką.
2. Blanszujemy szpinak w wodzie z cukrem, solą i sokiem cytrynowym (po 1 łyżce), odsączamy na sicie.
3. Do misek nakładamy duże porcje makaronu, rozkładamy na makaronie dodatki - mięso, cebulę, zioła i szpinak. Zalewamy bardzo gorącym wywarem i delektujemy się pyszną zupą! Smacznego!




poniedziałek, 29 czerwca 2015

Niemiecki chleb wiejski / Kräftiges Bauernbrot


                           Pyszny chlebek wiejski, o wyrazistym, mocnym smaku. Dzięki dodatkowi drożdży pięknie rośnie, stąd ładne, równomierne dziurki w miąższu. Mój niemiecki chlebek wyszedł nieco za jasny, skórka powinna być nieco grubsza i ciemno-brązowa, obawiałam się jednak, że będzie przesuszony i twardy. Poza tym mam nowy piekarnik i jeszcze ostrożnie testuję jego wszystkie możliwości. ;)
Chlebek można z powodzeniem potrzymać dłużej w piecu i dopiec skórkę, będzie jeszcze bardziej wyrazisty. Jest idealny na śniadanie, wspaniale smakuje z serem, twarogiem i wszelkimi łagodnymi pastami. Można go robić także na samych drożdżach, będzie wtedy mniej kwaskowaty, nieco lżejszy, a zrobienie go zajmie nam 2-3 h.


 Składniki (na 2 formy keksowe):
  • 760 g mąki pszennej chlebowej (typ 750 lub 812)
  • 200 g mąki żytniej chlebowej (700 lub 750)
  • 5 g słodu jęczmiennego (najlepiej zmielonego na mąkę)
  • ok. 1/2 szklanki aktywnego zaczynu żytniego lub pszennego
  • 2 g świeżych drożdży 
  • ciepła woda
  • 1 pełna łyżka soli
  • 1 płaska łyżka cukru lub miodu
  • 2 łyżki oleju słonecznikowego lub kukurydzianego
  • 1 płaska łyżeczka grubo mielonego kminku

1. ZACZYN - dzień wcześniej, wieczorem , "nastawiamy" zaczyn - z 760 g mąki pszennej odsypujemy 200-250 g, dodajemy zaczyn, cukier lub miód, dolewamy tyle ciepłej wody, aby uzyskać konsystencję gęstej śmietany, przykrywamy miskę ściereczką, odstawiamy w ciepłe miejsce na noc, nie na dłużej jednak niż na 12 h.
2. Rano pozostałą mąkę pszenną przesypujemy do osobnej miski, robimy w mące mały dołek, wkruszamy drożdże, posypujemy szczyptą cukru, wlewamy odrobinę wody, odstawiamy, czekamy 30 min. aż drożdże zaczną pracować.
3. Mieszamy wszystko razem - zaczyn z zakwasu, zaczyn drożdżowy, pozostałą mąkę i przyprawy, dodając ok. 600-650 ml ciepłej wody - wlejmy najpierw nieco mniej, żeby konsystencja chleba nie była za rzadka. Ciasto powinno być miękkie, lekko klejące ale zwarte. Wyrabiamy mikserem lub ręcznie ok. 5-7 min. Formujemy kulę, oprószamy mąką, przykrywamy ściereczką, odstawiamy na 2-4 h do wyrośnięcia.
4. Kiedy chlebek podwoi objętość, ponownie wyrabiamy, ciasto dzielimy na pół, formujemy bochenki lub wkładamy do keksówek, wyłożonych papierem do pieczenia. Odstawiamy ponownie do wyrośnięcia na godzinę lub 2.
5. Piekarnik nastawiamy na 230°C, wkładamy na dno pojemnik z wodą. Chlebki smarujemy wodą lub mlekiem, można też lekko ponacinać powierzchnię. Wkładamy do piekarnika na 10 min., po tym czasie zmniejszamy temperaturę do 180°C, wyjmujemy naczynie z wodą, dopiekamy następną godzinę. Po upieczeniu zostawiamy na 10 minut w foremkach, następnie wyjmujemy i studzimy na kratce. Kroimy po całkowitym wystygnięciu.



sobota, 27 czerwca 2015

Spaghetti z cukinii i marchewki



                          Bardzo lekkie, łagodne, kolorowe danie. Idealne jako przekąska, ale też danie główne, jeśli ktoś uważa na kalorie. Smakuje zarówno na ciepło, jak i na zimno, może z powodzeniem zastąpić ziemniaki lub ryż w daniu obiadowym lub na grillu. W tym warzywnym "spaghetti" zwykła marchewka i pozbawiona wyrazistego smaku cukinia objawiają swoją łagodność i lekkość, a jednocześnie mogą stanowić pełnowartościowy i niskokaloryczny posiłek.
Idealne na lato!


Składniki na 2 małe porcje:
  • 1 duża marchewka
  • 1 cukinia
  • 1 mała cebula lub szalotka posiekana
  • 1 ząbek czosnku posiekany
  • 1 duża łyżka mielonych migdałów 
  • 1 łyżeczka octu balsamicznego jasnego
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżka oliwy z oliwek
  • 2 łyżki startego parmezanu
  • 2 łyżki orzeszków piniowych
  • 1/2 łyżeczki ziół prowansalskich
  • sól, pieprz do smaku
  • szczypiorek, pietruszka lub ulubione świeże zioła do dekoracji
1. Orzeszki piniowe uprażyć na suchej patelni na złoto. Marchewkę i cukinię (osobno) "obrać" w całości nożykiem do jarzyn, na długie paski. 
2. Rozgrzać patelnię, wlać oliwę, smażyć cebulę i czosnek aż się zeszkli, uważając, aby nie przypalić. Dodać cukier i mielone migdały, chwilę jeszcze smażyć, wlać ok. 1/2 szklanki wody, dodać marchewkę, przykryć, dusić ok. 3 min na niewielkim ogniu.
3. Dodać ocet, przyprawić, dodać paski cukinii, przemieszać, ponownie przykryć i dusić jeszcze ok. 1 minuty. W razie potrzeby dodać odrobinę wody, ewentualnie łyżeczkę oliwy. Wyłączyć ogień, wsypać połowę parmezanu i połowę orzeszków. Przemieszać, przykryć na kolejną minutę. Podawać posypane szczypiorkiem lub innymi świeżymi ziołami, pozostałym parmezanem i orzeszkami piniowymi.



czwartek, 25 czerwca 2015

Funfetti


                  Pewnie jeszcze długo nie wiedziałabym o istnieniu tego ciasta, gdyby nie jeden z moich ulubionych seriali*. W jednym z odcinków, bohaterka (nowa osadzona) "zleca" zrobienie tego właśnie ciasta, żeby wkupić się w łaski innych osadzonych. Kontrast między okolicznościami, klimatem, scenerią, bohaterkami serialu a narzędziem manipulacji, jakim staje się właśnie funfetti, ciasto zabawne, dziecinne, wręcz niewinne w swym wyglądzie, jest w tej scenie bardzo widoczny i jak dla mnie, bardzo charakterystyczny dla tego serialu. Szczególnie zapada w pamięć mina Taystee**, gdy z zamglonymi z pożądania oczami, zapatrzona w wielką blachę z ciastem wypowiada z namaszczeniem nazwę ciasta: "Funfetti z polewą czekoladową..." :)
Dlatego i ja postanowiłam zrobić funfetti i być może udało mi się nim wkupić w czyjeś łaski! :) Przy okazji mam nadzieję wkupić się również w Wasze, przepisem i zdjęciami, bo czyż funfetti nie jest urocze?!


Składniki na okrągłą formę o śr. 20-21 cm
Ciasto :
  • 230 g mąki
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1/3 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 3/4 łyżeczki soli
  • 60 g cukru białego
  • 60 g cukru trzcinowego
  • 100 g masła (rozpuszczonego)
  • 120 ml jogurtu naturalnego, waniliowego lub śmietany
  • 100 ml mleka
  • 1 duże jajko
  • 1 łyżka ekstraktu waniliowego
  • 80 g cukrowego groszku wielokolorowego
 Krem cytrynowy:
  • 1 serek  "Mój ulubiony" lub "Philadelphia" lub inny kremowy mielony twarożek            ( potrzeba ok. 150-200 g serka)
  • 50-60 g miękkiego masła
  • 3 łyżki cukru pudru
  • skórka otarta z jednej cytryny
  • sok z połówki cytryny
  • 3-4 krople olejku cytrynowego (opcjonalnie)
 

1.  Piekarnik nagrzewamy do 170°C, formę wykładamy papierem do pieczenia.
2. Ciasto - w jednej misce krótko łączymy składniki suche (oprócz kolorowego groszku), w drugiej mokre. Do mokrych przesypujemy suche, mieszamy do połączenia składników, dosypujemy cukrowy groszek, mieszamy krótko i przekładamy ciasto do blaszki, wyrównujemy powierzchnię i wstawiamy do piekarnika na drugi ruszt od dołu. Pieczemy ok. 30 min. uważając, aby nie przypiec góry ciasta (będzie nieładnie wyglądało, powinno zostać jasne, w razie potrzeby możny przykryć blaszkę papierem do pieczenia i dopiec).
Upieczone ciasto pozostawiamy na 5 minut w blaszce, następnie ściągamy obręcz i pozostawiamy do wystygnięcia.
3. Krem - masło z cukrem ubijamy na puszystą masę, dodajemy skórkę, serek i sok z cytryny, na wystudzone ciasto kładziemy krem, smarujemy też kremem lekko boki ciasta, posypujemy cukrowym groszkiem. Wkładamy na godzinę do lodówki, aby krem stężał.
    Przechowywałam ciasto ok. 3-ch dni, moim zdaniem najlepsze było pierwszego dnia, ale na 2. i 3. dzień też smakowało dobrze.  
Przepis znalazłam tutaj, nie trzymałam się go jednak ściśle.
      *(  **(               Poniżej jeszcze kilka fotek ze sceny, która mnie zainspirowała: Orange Is The New Black (sezon 2 odcinek 3):
 
 
 

środa, 24 czerwca 2015

Gnocchi z batatów z masłem cytrynowo-pietruszkowym


                       Gnocchi z batatów są nieco trudniejsze do wykonania, niż tradycyjne, z ziemniaków. Sprawia to struktura batatów, moim zdaniem bardzo przypominająca dynię; miąższ jest więc bardziej wodnisty i trudno formować z ciasta zgrabne kulki lub ciąć kopytka. Dlatego proponuję formować kluseczki za pomocą dwóch łyżek (filmik instruktażowy poniżej) - do ciasta wystarczy niewielka ilość mąki, a samo formowanie nie wymaga wiele wprawy. W efekcie otrzymamy fantastyczne, pełne smaku batatów kluski o uroczym, rustykalnym kształcie. Do tego masło cytrynowo-pietruszkowe, odrobina parmezanu, szczypiorek... Naprawdę niezwykłe danie. A jeśli coś zostanie, można gnocchi podsmażyć na tym ziołowym masełku, dorzucając kilka pomidorków koktajlowych - smakują chyba jeszcze lepiej niż świeże, dlatego warto zrobić ich nieco więcej.
Spróbujcie czegoś nowego! 


Składniki na 2 duże porcje:

GNOCCHI
  • 1 duży batat (ok. 350 g)
  • mąka
  • 1 duża łyżka mąki ziemniaczanej 
  • 1/2 płaskiej łyżeczki curry
  • sól
  • pieprz paryski (mieszanka pieprzu czarnego, kozieradki, płatków chili, wędzonej papryki, cebuli, czosnku, gorczycy, ziela angielskiego, pietruszki, rozmarynu, bazylii, lawendy, skórki pomarańczowej, lubczyku, oregano, majeranku, kminu rzymskiego, trybuli, estragonu, soli morskiej i brązowego cukru)

MASŁO CYTRYNOWO-PIETRUSZKOWE 
  •  1/4 kostki miękkiego masła
  • 5-6 łodyżek świeżej pietruszki karbowanej
  • 1 łyżka posiekanej czerwonej cebuli lub 1 posiekana mała szalotka
  • 2 łyżki soku z cytryny
  • 1 łyżka skórki otartej z cytryny
  • 1 łyżka łagodnego octu balsamicznego jasnego ( u mnie mirabelkowy)
  • duża szczypta pieprzu białego
  • sól

DO PODANIA
  • pomidorki koktajlowe
  • starty parmezan
  • grubo krojony szczypiorek
  • listki pietruszki 
  • ewentualnie kremowy ocet balsamiczny
                                                                                


1. Batata w całości piec w piekarniku nagrzanym do 180°C przez ok. 25-30 min. Nakłuć patyczkiem w najgrubszym miejscu, jeśli jest twardy w środku, dopiekać kolejne 5-10 min. Wyjąć, zanurzyć w zimnej wodzie, zdjąć skórkę, jeszcze ciepłego przecisnąć przez praskę do ziemniaków. odstawić do całkowitego wystygnięcia.
2. Masło wymieszać z pozostałymi składnikami, wstawić do lodówki na co najmniej 30 min.


2. W misce miąższ z batata podzielić na 3 równe części, jedną  część wyjąć, w puste miejsce wsypać mąkę, tak żeby jej ilość odpowiadała ilości wyjętej części miąższu. Dodać wcześniej odłożony miąższ, mąkę ziemniaczaną, sól, curry i pieprz paryski (ok. 1/2 łyżeczki) - wyrobić gładkie ciasto (będzie nieco luźniejsze niż na kopytka). 
3. Zagotować ok. 3-4 l wody, osolić, ustawić ogień na średnią moc.
4. Formować kluseczki z ciasta za pomocą dwóch łyżek:


5. Wyrobić połowę ciasta, poczekać aż kluski wypłyną, gotować ok.2-3 min. Wyjąć łyżką cedzakową, odparować. Wyrobić pozostałe ciasto, wyjąć i odparować gnocchi, udekorować wiórkami masła cytrynowo-pietruszkowego, parmezanem, kremowym octem balsamicznym, pietruszką i szczypiorkiem, od razu podawać (zdj.poniżej).
Następnego dnia podsmażyć na maśle z dodatkiem pomidorków koktajlowych, dodając jeszcze nieco soli i pieprzu paryskiego, podawać jak wyżej (zdj.nr 2). 



niedziela, 21 czerwca 2015

Ogórki małosolne


             Och, jak ja się cieszę. że niedługo sezon ogórkowy! Nagromadziłam piękną ilość słoików i teraz tylko czekam na ogórki. A zapowiadają się całkiem nieźle, bo z Maminego Ogródka, dotkniętego i w tym roku klęską urodzaju. Pewnie też i jakieś dokupię, bo mam mnóstwo pomysłów na ogórki w occie, moje ulubione i zamierzam zapełnić połowę spiżarni słoikami z ogórkami. 
Ale na razie sezon raczkuje, a w tym czasie wiadomo, najlepsze są ogórki małosolne. Poniższy przepis gwarantuje małosolne ogórki jędrne, nie do końca ukiszone (takie z zielonym środeczkiem), pikantne, naprawdę "małosolne" i musujące. Ogórek małosolny jak dla mnie musi być obowiązkowo "zgazowany" czy też musujący: jeśli taki nie jest, to po prostu nim wzgardzę i na pewno nie nazwę - małosolnym. Za kilka dni się okaże, ale jak dotąd ten przepis mnie nie zawiódł. 
Wypróbujecie?

Składniki (na 3l ceramiczny saganek):
podaję orientacyjnie, każdy wie jak bardzo czosnkowe lub słone ogórki lubi

  • 1,5 - 2 kg ładnych, niewielkich ogórków
  • kawałek  (ok. 10 cm) korzenia chrzanu
  • ok. 2 l wody, przefiltrowanej (!)
  • 3-4 łyżki soli, najlepiej kamiennej
  • 2 łyżeczki ziaren gorczycy
  • 1-2 duże główka czosnku
  • koper (wiązka - łodygi i pęczek)
  • kilka liści dębu, czarnej lub czerwonej porzeczki, winogron (opcjonalnie)


1. Ogórki dobrze jest mieć z pewnego źródła, czyli tzw. niepryskane, świeże, najlepiej zerwane tego samego lub poprzedniego dnia. Naczynie powinno być ceramiczne, szklane lub kamionkowe, absolutnie nie metalowe, drewniane też nie bardzo się nadaje. Wodę należy przefiltrować, żeby zawierała jak najmniej wapnia, ostatecznie możemy użyć nisko zmineralizowanej niegazowanej wody mineralnej, o obniżonej zawartości sodu i wapnia.
2. Wodę z solą doprowadzamy do wrzenia, całkowicie studzimy. Ogórki dokładnie myjemy, osuszamy, garnek kamionkowy, słoik lub naczynie w którym będziemy kisić ogórki sparzamy, osuszamy. Na dnie naczynia układamy warstwę kopru, ząbków czosnku, liści i chrzanu. Wsypujemy jedną łyżeczkę gorczycy. Układamy na tym warstwę ogórków, czynności powtarzamy, nie żałując kopru, czosnku i chrzanu.


3. Na koniec zalewamy wszystko zimną wodą z solą, dodajemy resztę gorczycy, przykrywamy garnek talerzykiem o średnicy nieco mniejszej niż średnica garnka lub naczynia (powinien być lekko zanurzony w wodzie), obciążamy kamieniem lub moździerzem, w każdym razie czymś ciężkim tak, żeby ogórki znalazły się pod powierzchnią wody i nie wypływały.
Przykrywamy wszystko złożoną na pół ściereczką i odstawiamy naczynie w zaciszne, ciemne i chłodne miejsce w kuchni. U mnie w domu rodzinnym takie miejsce od zawsze było pod stołem :)
4. Czas oczekiwania jest zależny od temperatury, podczas upałów ogórki można już jeść po 2-3 dniach, im dłużej czekamy, tym bardziej słone i ukiszone będą ogórki, choć prawdę mówiąc nigdy nie doczekały u mnie tego stanu... Znikały wręcz błyskawicznie.
 Moim zdaniem najlepsze są po 4-ch dniach, jeszcze nie ukiszone, ale już musujące. Z wyraźnym akcentem czosnku i kopru, pikantne od chrzanu...
Uwielbiam je do chleba z pasztetem! :)

sobota, 20 czerwca 2015

Sernik czekoladowy



                 Ten sernik czekał bardzo długo na swoją publikację. Robiłam go mnóstwo razy, ale raczej nie dla siebie, bo sama wolę inne np. warszawski, waniliowy czy choćby wiedeński... Niestety, właśnie czekoladowy za każdym razem znikał właściwie natychmiast po wystygnięciu, dlatego ciężko było go sfotografować w większym kawałku. Jest to sernik, o który można się bić, którym wszyscy się zachwycają i którego nikt nie odmówi, możecie mi wierzyć. 
Sernik czekoladowy pewnego razu podarowałam pewnej znajomej, która przychodziła codziennie do kafejki, w której pracowałam kilka lat temu. Nie znałam jej, ani ona nie znała mnie, ale codziennie obdarowywała mnie tak promiennym uśmiechem, że było to wręcz zaraźliwe :).
A ja wtedy przeżywałam jedne z cięższych chwil w moim życiu i chyba bardzo tego potrzebowałam; życzliwości, uwagi, trochę ciepła. I Ona wtedy mi to dawała, nie wiedząc nawet jak bardzo mi pomaga. Kiedy nadeszły lepsze dni, uświadomiłam to sobie i postanowiłam się jej za to odwdzięczyć. Tak się jakoś złożyło, że ja odchodziłam do nowej pracy, ona też miała zmienić pracę i przenieść się w odległą część miasta; pewnie nie byłoby już okazji, żeby to powiedzieć.
Wiedziałam o niej tylko tyle, co lubi zjeść, bo przecież niemal codziennie zamawiała coś u nas, wiedziałam, że uwielbia słodkości i jest uzależniona od czekolady. Upiekłam więc ten sernik. 
                To było coś fantastycznego! Ona nie mogła uwierzyć, że tylko swoją życzliwością i ciepłem tak bardzo mi kiedyś pomogła, ja nie mogłam opanować radości  widząc, jak bardzo ją to ucieszyło, jak była zachwycona. Do dziś to wspomnienie wywołuje u mnie uśmiech na twarzy... 
Potem jeszcze przybiegła do mnie, żeby powiedzieć, że nigdy nie jadła tak pysznego ciasta, ciasta, które pobudza wszystkie zmysły, przywołuje najpiękniejsze marzenia i tak skutecznie poprawia humor. No, to zupełnie jak Jej uśmiech...


Składniki (na blaszkę o średnicy 28 cm):
Spód
  • 50 g gorzkiej czekolady lub kuwertury
  • 150 g ciastek maślanych lub innych kruchych
  • 50 g ciasteczek amarettini (można zastąpić łyżeczką amaretto lub olejkiem migdałowym, dodając 50 g więcej ciastek)
  • 120 g miękkiego masła
  • 3 łyżki ciemnego kakao
Masa czekoladowa
  • 100 g mlecznej czekolady
  • 100 g masy nugatowej albo nutelli
  • 500 g ricotty (często używałam tylko mascaropne)
  • 250 g mascarpone
  • 180 g cukru (z powodzeniem można dać połowę mniej)
  • 3 jajka + 3 żółtka
  • 1 opakowanie budyniu czekoladowego (można dać połowę albo płaską łyżkę mąki ziemniaczanej)
  • 1 łyżka ciemnego kakao
Polewa
  • 100 g gorzkiej czekolady lub kuwertury
  • 120 g śmietany kremówki
  • 2 łyżki likieru migdałowego
  • 50 g masy nugatowej

SPÓD: Piekarnik nagrzać do temp. 180° C. Kuwerturę posiekać i rozpuścić nad kąpielą wodną. Ciastka maślane i amarettini mocno rozdrobnić, np. za pomocą wałka, wcześniej przełożyć ciastka do woreczka do zamrażania. Pokruszone ciastka przełożyć do miski, dodać rozpuszczoną kuwerturę (lub czekoladę), masło i kakao i połączyć za pomocą miksera w jedną masę. Formę wyłożyć papierem do pieczenia, przełożyć masę mocno ją przyciskając do formy. Piec na górnym ruszcie przez 10-12 min. Wyjąć i odstawić.

MASA: Piekarnik nastawić na 160°C. Czekoladę i nugat rozpuścić nad kąpielą wodną, przestudzić. Mascarpone, ricottę i cukier ubić na puszystą masę. Dodawać stopniowo po jednym jajku, następnie żółtka. Dodać budyń, kakao i rozpuszczoną masę czekoladowo-nugatową. Przełożyć masę na podpieczony spód, piec przez 45 min. na średnim ruszcie w temperaturze 160°C, następnie zmniejszyć temperaturę do 145°C i piec kolejne 15 min.
Raczej nie powinien się przypiekać, gdyby jednak, można położyć na wierzch folię aluminiową. Wyłączyć piekarnik i zostawić sernik jeszcze 15 min. w piekarniku. Po tym czasie wyjąć, odstawić do całkowitego ostygnięcia.

POLEWA: Kuwerturę posiekać, śmietanę zagotować z likierem, dodać kuwerturę i nugat, rozpuścić, dobrze wymieszać, lekko schłodzić i polać wierzch sernika.
Sernik wstawić na 3-4 h do lodówki. Kroić nożem zanurzonym wcześniej we wrzątku.
Polecam wszystkim czekoladoholikom! :)


Przepis pochodzi z książki:   

piątek, 19 czerwca 2015

Syrop z kwiatu czarnego bzu


            Mam pewien problem z syropem z kwiatów czarnego bzu. Myślałam, że nie znoszę. Nie, właściwie zawsze go nie znosiłam. Był dla mnie mdły, nudny i nijaki, a od jego aromatu robiło mi się niedobrze. 
Moja niestrudzona mama wyrabiała każdego sezonu dziesiątki litrów tego syropu (bo zdrowy!), zabierała więc nas rok w rok na zbieranie białego kwiecia czarnego bzu, czy ktoś chciał czy nie (ja zawsze wolałam zostać w domu w towarzystwie moich książek, zamiast wdzierać się w leśne krzaki, odpędzając od robactwa, ale nie było zmiłuj). Wszyscy troje musieliśmy jechać i koniec. Dla moich braci pewnie były to fajne wyprawy, dla mnie katorga. Za każdym razem wracaliśmy podrapani, zmęczeni, z twarzami i włosami pełnymi złotego pyłku i czarnych lśniących robaczków, które sobie żyły spokojnie w tych kwiatach, dopóki hałaśliwa gromada nie dopadła drzewka, haratając kwiatostany i łamiąc gałęzie. 
To właściwie jeszcze nie byłoby aż takie dla mnie nieprzyjemne, gdyby nie dopełnienie mojego nieszczęścia -  czyszczenie kwiatków z robaczków, muszek, gąsienic itp. A potem płukanie, suszenie, gotowanie i rozlewanie... Do piwnicy po butelki, a potem znów na dół z pełnymi. I ten zapach... słodki, nużący, wręcz usypiający. Tak, nie cierpiałam syropu z kwiatów bzu. Ani go robić, ani go tym bardziej później pić (ale mam kazała!). Z tego też pewnie powodu, ciesząc się wolnością oraz posiadaniem własnej kuchni, słoików, butelek i własnych wyborów co do przetworów jako osoba dorosła nawet nie pomyślałam, żeby zrobić taki syrop. Aż do poprzedniego czwartku, bo właśnie w czwartek, robiąc moją leśną rundkę na rowerze, zauważyłam pięknie kwitnące czarne bzy... 


I poczułam cudny, kuszący zapach. Ten zapach był inny, ten zapach leśnych kwiatów bzu mnie uwiódł, zamącił mi w nosie i otumanił do tego stopnia, że ja, jego wróg numer jeden, postanowiłam zrobić mój własny syrop i zamknąć ten zapach w butelce. 
Bo chciałam spróbować go z moją ulubioną lekko gazowaną wodą mineralną St. Matthias. Bo w Niemczech jest ten syrop bardzo popularny i mógłby być świetnym podarunkiem. Bo chciałam go dodać do czarnej herbaty. Bo chciałam go dodać do piwa zamiast soku malinowego. Bo w końcu uwielbiam letni koktajl Hugo, którego podstawą jest właśnie on - znienawidzony przeze mnie od dziecka syrop z kwiatów bzu! I wcale nie chodzi mi o delektowanie się nim w zimie, woda z dodatkiem syropu jest cudownym, lekkim napojem, wspaniale orzeźwiającym i cudownie aromatycznym. Mam nadzieję, że udało mi się to w miarę poetycko opisać, ponieważ (od dziś) uważam, że dodatek syropu z kwiatów bzu to poezja w najczystszej postaci.


Składniki:

  • 25-30 kiści kwiatów czarnego bzu (nie przekwitniętych, nie zsuszonych)
  • 4 cytryny (wyszorowane i sparzone)
  • 2 limonki (j.w.)
  • 2 kg cukru
  • 2-3 l wody
  • kwasek cytrynowy (2-3 łyżki, opcjonalnie, ja nie dawałam)


1. Kwiaty - zbieramy kwiaty bardzo ostrożnie, żeby zgubić jak najmniej żółtego pyłku; to właśnie od odpowiada za aromat i zapach, najlepiej zbierać je na skraju lasu lub pól, daleko od szos czy autostrad.
2. Dwie cytryny i limonkę kroimy w plastry, z dwóch pozostałych cytryn i limonki wyciskamy sok, skórek nie wyrzucamy.  
Kwiaty dokładnie oczyszczamy z insektów i lekko otrzepujemy nad rozłożonym ręcznikiem papierowym. Odkrajamy najgrubsze łodyżki, przekładamy kwiaty i plastry cytryny i limonki (razem ze skórkami po odciśnięciu soku) do dużej miski.
3. Cukier (ewentualnie razem z kwaskiem cytrynowym) zalewamy wodą w dużym garnku, zagotowujemy i odstawiamy do wystygnięcia, mieszając od czasu do czasu, chłodnym płynem zalewamy kwiaty, owijamy miskę folią spożywczą, wkładamy do lodówki na 4-5 dni.
U mnie (po 5-u dniach )wyglądało to tak:


 4. Odcedzamy wszystko na gęstym sicie, wyłożonym gęsto tkaną lnianą lub bawełnianą ściereczką, na koniec lekko odciskamy kwiaty i plastry cytryn. Nie należy przejmować się malutkimi muszkami czy innym robactwem, wszystko pozostanie na ścierce i nie ma obaw, że zaszkodzi nam lub wpłynie na smak.
Jeśli na dnie miski powstała skorupa z cukru należy zalać ją filiżanką wody i podgrzać scukrzony sok i przecedzić.
5. Podobno nie trzeba syropu gotować przed zamknięciem butelek ani go pasteryzować, nie zepsuje się. Ja jednak mój doprowadziłam do wrzenia i gorącym napełniałam butelki. 
Bardzo polecam zrobienie własnego syropu, nie tylko uzyskamy wartościowy produkt, ale samo wykonanie to od początku do końca prawdziwa przyjemność! A zapach unoszący się w  mieszkaniu podczas tej przyjemności jest nie do opisania! :)
Korzystałam z przepisu na syrop ze strony www.lecker.de





wtorek, 16 czerwca 2015

Sałatka kuskus z kurczakiem



              Kaszka kuskus lub bulgur to fantastyczny materiał na szybki, zdrowy, lekki posiłek. Smakuje świetnie na ciepło, a w gorące dni jest niezrównana na zimno. Moim zdaniem najlepsza jest właśnie w lecie, mocno schłodzona, pełna ziół i aromatycznych przypraw. Bez dodatku mięsa stanie się wspaniałą przystawka do grillowanych mięs. Sałatka nie wymaga wielkich nakładów pracy, ani wielu składników - wystarczy, że mamy dobrą oliwę, pomidora, czosnek, cytrynę i miętę, rzeczy moim zdaniem obowiązkowe, jeśli chodzi o kuskusową sałatkę. Poniższa jest nieco bardziej skomplikowana, powiedzmy, bardziej treściwa wersja zimowa.
Na zdjęciach może nie wygląda specjalnie reprezentacyjnie, ale za to oryginalny smak zaświadczy niezbicie o jej walorach.
Kto jeszcze nie miał okazji spróbować; do dzieła!


Składniki:
  • ok. 400 ml bulionu (drobiowego lub warzywnego, można też użyć wrzątku)
  • 1 mała pierś kurczaka, pokrojona w grubą kostkę
  • 1 marchewka, pokrojona w krążki
  • 200g kaszki kuskus lub bulgur
  • 1 duży pomidor, pokrojony w niewielką kostkę
  • 3-4 zielone cebulki, pokrojone w grube krążki
  • 1 czerwona papryczka chili, posiekana
  • garść czarnych oliwek bez pestek, przekrojonych na pół
  • kilka gałązek kolendry lub pietruszki, grubo posiekana
  • kilka łodyżek świeżej mięty, listki oberwać i grubo posiekać
  • 1 cytryna 
  • 1 płaska łyżka cukru
  • 1 ząbek czosnku, wyciśnięty
  • 5-7 łyżek dobrej oliwy z oliwek
  • duża łyżka koncentratu pomidorowego (opcjonalnie)
  • ocet balsamiczny ciemny (opcjonalnie)
  • papryka słodka, pokrojona w kostkę (opcjonalnie)
  • sól, pieprz, odrobina ziół prowansalskich
Do podania - gęsty jogurt lub kwaśna śmietana, ćwiartki cytryn lub limonek, sól, cukier, biały pieprz
 

1. Cytrynę wyszorować, sparzyć, obieraczką do jarzyn lub nożem obrać 2-3 długie skórki, resztę zetrzeć na tarce, sok wycisnąć i odstawić. Kaszkę kuskus wsypać do dużej miski (w niej będziemy również wszystko razem mieszać!).
2. Bulion zagotować ze skórkami cytrynowymi, dodać marchewkę i kurczaka, gotować na małym ogniu ok. 15-20 min. Wyjąć mięso i marchew (skórki wyrzucić), bulionem zalać kuskus, przykryć miskę i odstawić na 20 min, żeby kaszka wchłonęła płyn i zmiękła. 
3. Z jogurt zrobić dressing - wymieszać z łyżką soku cytrynowego, dużą szczyptą cukru i soli, doprawić białym pieprzem, lekko schłodzić.
4. Do miękkiej kaszy dodać mięso i marchewkę, wszystkie zioła, oliwki i pokrojone świeże warzywa, starty lub przeciśnięty czosnek, sok i startą skórkę z cytryny, oliwę, dokładnie wymierzać, dobrze doprawiając solą i pieprzem. 
5. Odstawić aż całkiem ostygnie, następnie wstawić do lodówki na ok. 45 min. (Jeśli sałatka ma być spożywana na ciepło, ten etap należy pominąć i spożywać zaraz po przyrządzeniu).
6. Po tym czasie wyjąć, spróbować i ewentualnie jeszcze raz doprawić solą i pieprzem,
można dodać koncentratu pomidorowego, octu balsamicznego lub ziół prowansalskich.
Podawać z jogurtem lub dressingiem jogurtowym oraz cząstkami cytryn lub limonek.