Dziś znów zimno, szaro, ciemno... Wczoraj usłyszałam w radiu, że w Monachium od początku grudnia do końca stycznia słońce świeciło przez 22 h! Czyli przez 2 miesiące nie świeciło nawet dwóch dni (wyłączając noce)... :( Jak sobie pomyślę, że 60 dni było tak mało światła, przestaję się dziwić tym smutnym, ściągniętym twarzom, zgarbionym plecom i wszechobecnej depresji. ;) Dlatego przez jakiś czas będzie na blogu słonecznie, przynajmniej taki mam plan!
Czekając na słońce zrobiłam sobie dziś na śniadanie jego mały wizerunek. Jajko w koszulce. Chociaż moim zdaniem lepsza byłaby nazwa "jajko bez koszulki", albo "nagie jajo" :). To mój pierwszy raz z gołym jajem. W benedyktyńskim habicie. :) Tak, tak, wiem, że nazwa tak przyrządzonych jajek wzięła się od imienia restauratora, który je wymyślił, ale dla mnie to i tak zawsze będzie to danie "klasztorne".
Bo tak właśnie myślałam, gdy pierwszy raz usłyszałam tę nazwę i nadal lubię wyobrażać sobie, jak mnisi raczyli się takimi jajkami, bladym świtem, w ciemnym refektarzu, zaraz po jutrzni i porannej medytacji... Zgrabiałymi z zimna palcami, uzbrojonymi w drżące widelce przekłuwali białe chmurki jajek i na ciepłych bułeczkach pojawiały się aksamitne smugi płynnego słońca. Może to była jedyna ciepła i radosna chwila w ich surowym, otoczonym grubymi, kamiennymi ścianami zimnego klasztoru zakonnym życiu?
Czyż nie jest to niesamowite, że zwykłe jajka mogły powstać w takich mrocznych, tajemniczych okolicznościach, zamiast pewności, że jakiś tam Benedykt, właściciel knajpy nie miał co zaserwować gościom i stworzył potrawę z resztek?! :)
Sztuka gotowania jajek w koszulce wymaga wprawy i odrobiny wiedzy, której musimy się konsekwentnie trzymać. Wystarczy zmiana gestu i zamiast zgrabnej kulki wyjdzie nam zupa z watą, bo kłaczki białka natychmiast rozlezą się po całym garnku i nie ma co marzyć, że dadzą się ponownie uformować w całość. Ja znam dwa sposoby.
Pierwszy sposób praktykuję od lat w mojej chorwackiej zupie ogórkowej, do której wbijam po jajku dla każdego biesiadnika - prosto do garnka z gorącą zupą (przy okazji - zupkę polecam!). Polega to na tym, że na wysmarowaną olejem lub masłem chochelkę wbijam jajko, następnie wkładam ją tuż pod powierzchnię wody (woda nie może się gotować!) i czekam chwilkę, aż jajko lekko się zetnie, wtedy powoli wylewam jajko z chochelki. Gotuję przez 3 minuty.
Drugi sposób to "metoda wirowa" - trzeba po prostu zagotować wodę, utworzyć rózgą wir, zawzięcie mieszając, zmniejszyć ogień i wlać jajko (wcześniej wbite do miseczki). Ten sposób podpowiedziała mi Ola i tam dokładniej możecie przeczytać, jak robi to Benedyktyńska Mistrzyni. :)
Mnie, póki co, lepiej wychodzi wbijanie jajka na chochelkę, mają wtedy kształt spłaszczonego wulkanu i ładnie pasują do bułki. Wiru chyba jeszcze nie umiem zrobić porządnego, bo moje jajka tą metodą przypominają nieodmiennie kometę - z żółtkiem w roli jądra i białkiem w formie pióropuszowego ogona, totalnie postrzępionego. Wypróbujcie. :)
A jakie Wy macie metody na kształtne, idealnie owalne jajka w koszulce? Podzielcie się!
Jajka w koszulce po włosku
(dla dwóch osób)
- 1 bułka typu kebab lub dwie okrągłe bułeczki pszenne
- 2-3 jajka
- 2 duże plastry włoskiego salami z pieprzem lub papryką (najlepiej pikantne)
- 4 plastry mozzarelli
- 4 plastry pomidora
- kremowy sos balsamiczny
- szczypiorek, pietruszka posiekane, do dekoracji
Sos:
- 2 duże łyżki gęstej śmietany lub jogurtu
- 2 łyżki majonezu
- 1 łyżka siekanej pietruszki
- 1 łyżka siekanego szczypiorku
- sól, biały pieprz, odrobina cukru do smaku
1. Przygotuj sos mieszając wszystkie składniki i przyprawy.
2. Zagotuj wodę w dużym garnku, dodaj łyżeczkę soli i łyżeczkę zwykłego octu. Jedno jajko wybij do miseczki, kiedy woda się zagotuje zmniejsz ogień. W zależności od preferowanej metody utwórz wir i wlej jajko lub włóż chochelkę z jajkiem do wody. Po 2-3 minutach wyjmij jajko łyżką cedzakową na papierowy ręcznik, żeby odsączyć wodę. Nie martw się, nie wystygnie szybko.
3. W tym czasie przekrój bułki na pół wszerz; jeśli masz bułki-kebaby przekrój je na ćwiartki. Każdą połówkę opiecz krótko w tosterze. Na każdej ćwiartce/połówce bułki połóż plaster salami, na to po 2 plastry mozzarelli i gorące jajko. Na to plastry pomidora i sos w dowolnej ilości. Przykryj drugą ćwiartką (połówką) bułki i jedz, polewając sosem w razie potrzeby. ;)
Kasiu jajka wyglądają bardzo, bardzo apetycznie :)
OdpowiedzUsuńA wstęp do posta... no, nie muszę tłumaczyć że uwielbiam Cię czytać :)) bo widzę wszystko o czym piszesz oczyma (oczami?) mojej bujnej wyobraźni hihi. Mnisi i "gołe jajka" na śniadanko, zjadane przez nich w mrocznej, tajemniczej komnacie klasztornej jadalni. I ta niesamowita, tajemnicza aura zachwytu niczym mgiełka unosząca się w powietrzu.
No tak, teraz dopiero uświadomiłaś mi, jak niefortunne to połączenia te "gołe jaja" i klasztorny refektarz! :D Cieszę się, że Cię tu widzę, kochana Gosiu! Kiedy nasz chleb ujrzy światło dzienne? Hę?! :*
Usuńa ja wcale nawet nie pomyślałam o tym hihihi ale ze mnie ciemna masa, faktycznie fajnie to zabrzmiało :)))
UsuńChleb? już się cieszę na samą myśl. Zakwas Twój żyje czy wysłać? I jakie mąki masz?
Zakwas... Ups, nie wiem, nie sprawdziłam nawet. :D Ale nie musisz wysyłać, Ulciu :D, bo ja swój też suszony mam. ;) Ale myślę, że da radę ten w lodówce. ;) A mąk Ci u mnie dostatek, chyba każdy rodzaj chlebowej mam na podorędziu. :) :*
Usuńno to ja się dzielę :) pyszne śniadanie Kasiu!
OdpowiedzUsuńTakimi jajkami żal się zachwycać w pojedynkę, trzeba się dzielić ich smakiem i wrażeniami... Nie wspominając o celebrowaniu weekendowych śniadań, czy są w życiu piękniejsze chwile? :) Buziaki, Kasia! :*
UsuńTo coś dla mnie :D
OdpowiedzUsuńCudnie to zaprezentowałaś, Kasiu :)
Cieszę się, że Ci się spodobało, Aldo droga! :)
UsuńChętnie bym takie jajeczko zjadła na sniadanie. Nie robiłam jeszcze jajek po benedyktyńsku. Fajne są Twoje wyobrażenia, podobają mi sie i sobie je podbieram ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie! :)
Koniecznie zrób, Majanko. ;) ja się zachwyciłam ich smakiem odkąd Ola mnie namówiła na ich zrobienie. ;) Uściski. :*
Usuńczy to ważne skąd się wzięły i który sposób na ich zrobienie lepszy ? ważne żeby żółtko pięknie się rozlało - uwielbiam !
OdpowiedzUsuńOch, Izo kochana, wszystko jest ważne! :D Wyobrażenia, metody i ... smak! :)
UsuńJa chce takie śniadania! :)
OdpowiedzUsuńNo jajeczko pierwsza klasa :)
OdpowiedzUsuńRozbawiły mnie Twoje rozważanie pochodzenia jajka po benedyktyńsku :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o metodę, ja zawsze stosuję wirową, ale zainteresowała mnie wersja z zupą. Muszę wkrótce spróbować :)
gdzie się znowu podziewasz kobieto ? :)
OdpowiedzUsuńExtra podane:-) Dla mnie jajka w koszulce to zupełnie abstrakcja ;-)
OdpowiedzUsuńWłaśnie jest u mnie kuzynka z Monachium i pokazuję jej Twój blog :-) Dopisuję się do obserwatorów, żeby być u Ciebie częściej:-) Pozdrawiam serdecznie:-)
mistrzostwo. ja się jeszcze nie odważyłam.
OdpowiedzUsuń