Tę zupę jadłam 2 razy w wietnamskiej knajpce pod moim biurem. Zachęciła mnie przemiła właścicielka, opowiadając, jak wyjątkowa i smaczna jest ta zupa i jak się ją przyrządza. Mówiła, że jest to niezwykle esencjonalny wywar z dużej ilości mięsa i kości wołowych, który gotuje się przez 24 godziny! Oczywiście musiałam spróbować zupy, która tak długo się gotowała! Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że w Wietnamie Pho Bo (z wołowiny) i Pho Ga (z kurczaka) je się najczęściej... na śniadanie! Wyobrażacie sobie? :)
Zupę dostaje się w dużej misce z szerokim makaronem ryżowym, tajską bazylią, cząstkami chili, zielonej cebulki, posypaną kolendrą. Kto jeszcze nie miał okazji, koniecznie musi spróbować! Możecie w tym celu poszukać odpowiedniej restauracji, ale zrobiona samodzielnie w domu jest niepowtarzalna! Uwierzcie mi, bo wiem co mówię - ta domowa Pho Bo nie tylko ma wszystkie dodatki, jakie powinna mieć, ale jest o wiele bardziej esencjonalna i pełna w smaku. I nie jest wcale trudna do ugotowania, tym bardziej, że praktycznie gotuje się sama.
Moja Pho Bo gotowała się ok. 10 h, następnie stygła do rana, w południe przyrządziłam gotowe danie.
Składniki: (na ok. 3,5 litra wywaru)
- 3 wołowe kości ogonowe (kliknij!)
- 2-3 wołowe kości żebrowe lub inne
- 500 g ładnego chudego mięsa wołowego (szynka, polędwica, łopatka)
- 1 łyżka ziaren czarnego pieprzu
- 2-3 ziarna kardamonu
- 4 gwiazdki anyżu
- 5 dużych ząbków czosnku
- 5 ziaren ziela angielskiego
- 5 goździków
- 1 suszona papryczka chili (krótka ub połowa długiej)
- 1/2 niedużej rzepy, pokrojonej na ćwiartki
- 2 łodygi trawy cytrynowej, posiekanej w krążki
- 2 duże białe cebule
- 10-centymetrowy kawałek imbiru
- 8 łyżeczek cukru trzcinowego
- 1 łyżka soli
- 4 łyżki jasnego sosu sojowego
- 4 łyżki sosu ostrygowego lub rybnego
- sok z limonki
Do garnirowania:
- makaron ryżowy wstążki
- 250 g polędwicy, steku lub ładnej łopatki, pokrojonej w bardzo cieniutkie plasterki
- 1 cebula, pokrojona w bardzo cieniutkie plasterki (jak papier)
- garść kiełków fasoli mun
- cieniutkie krążki papryczki chili
- krążki zielonej cebulki
- listki tajskiej bazylii
- świeża kolendra
- cząstki limonki
- sos sojowy, sos rybny
1. Cebulę kroimy na połówki, imbir w grube plastry i opalamy nad ogniem lub na suchej patelni, aż skórka sczernieje. Odkładamy. Mięso i kości bardzo dokładnie myjemy, z 500 g mięsa odkrajamy 250 g, owijamy folią spożywczą, wkładamy do zamrażalnika.
2. Resztę mięsa i kości wkładamy do dużego garnka, zalewamy zimną wodą (4,5 l) dodajemy całe przyprawy, stawiamy na średnim ogniu, doprowadzamy do wrzenia, szumujemy i zmniejszamy ogień, jak w przypadku rosołu. Gotujemy tak ok. 45-60 minut i szumujemy w razie potrzeby.
3. Dodajemy warzywa i trawę cytrynową, sos sojowy, rybny i sól - gotujemy na bardzo małym ogniu ok. 10 h. UWAGA: Zupę można gotować 3-5h jak podaje większość źródeł, ale gotowana dłużej jest po prostu o wiele lepsza!
4. Następnego dnia z zimnej zupy wyciągamy mięso (ładniejsze kawałki możemy pokroić i wyłożyć do miseczki) i ściągamy nadmiar tłuszczu. Lekko podgrzewamy i przecedzamy przez gęste sito lub gazę.
Ok. 15-u minut przed planowanym podaniem:
- bardzo cieniutko kroimy wcześniej zamrożone mięso w plasterki, rozkładamy na talerzu, skrapiamy sosem rybnym i sojowym
- gotujemy makaron ryżowy, odcedzamy, dokładnie przepłukujemy wodą (inaczej będzie się bardzo kleił!) i trzymamy w cieple,
- do małych miseczek rozkładamy garnitur - cząstki limonki, zieleninę, kiełki, krążki cebuli i chili, ewentualnie ugotowane kawałki mięsa z wywaru,
- do malutkich płaskich miseczek wlewamy sos rybny i sos sojowy,
- doprowadzamy zupę do wrzenia, doprawiamy sokiem z limonki i w razie potrzeby sosem sojowym i rybnym, ewentualnie solą.
- do misek wykładamy makaron ryżowy i po 8-10 plastrów zamarynowanego surowego mięsa, po kilka cieniutkich krążków cebuli
5.Wrzącym wywarem zalewamy bardzo powoli każdą miseczkę, polewając szczególnie dokładnie mięso tak, aby się od razu ścinało. Mogę Was tylko zapewnić, że mięso w ten sposób potraktowane absolutnie nie jest surowe! Jest nie tylko bardzo kruche, ale i przepyszne!
Nalewamy prawie pełne miseczki, od razu podajemy, a każdy sam dekoruje i doprawia swoją Pho Bo. Smacznego! :)
Pozostały wywar można zamrozić, po całkowitym wystudzeniu.