Strony

środa, 29 lutego 2012

Pappardelle z suszonymi pomidorami


                Po tortellini przyszedł czas na kolejny, domowy a prawdziwie włoski makaron. Wybrałam pappardelle, ponieważ spodobały mi się niezmiernie pappardelle  Anny Marii. Moje pappardelle na niedźwiedzi czosnek (i najprawdopodobniej szpinak) jeszcze będą musiały poczekać, a tymczasem wystąpią wraz z suszonymi pomidorami, domowej roboty. Muszę przyznać, że występ ogromnie udany, makaron jest lekki, świeży, bardzo pomidorowy i taki naturalny w smaku, tak prawdziwy, jak żaden z dotychczas przeze mnie kupowanych, choćby najlepszych i najdroższych. I nigdy nie przekonacie się o różnicy w smaku, jeśli sami nie zadacie sobie trudu zrobienia własnego makaronu. A trud jest ciężki, przyznaję, i wyrobienie, wałkowanie (o tak, szczególnie wałkowanie!), wycinanie, układanie i suszenie makaronu nie należy do czynności ani szybkich ani lekkich... Co w zamian? Praca jest nieskomplikowana, a smak makaronu nieziemski. I jeszcze dwie torby papierowe (takie po cukrze, na przykład) pysznego makaronu w zapasie. ;)


Składniki:
  • 400 g mąki pszennej bardzo dobrej jakości, najlepiej z pszenicy durum lub tortowa pół na pół z semoliną
  • 4 duże jajka
  • płaska łyżka soli
  • 2 łyżki oliwy z zalewy pomidorów suszonych
  • 10 dużych pomidorów w oliwie (odsączonych)
  • odrobina wody


1. Pomidory pozbawiamy skórki (o ile to możliwe - ja miałam swoje i skórka zeszła bez problemu), kroimy w dużą kostkę. Jeśli nie da się ściągnąć, kroimy pomidory w małą kostkę.
2. Do przesianej mąki dodajemy jajka, posiekane pomidory, oliwę, sól i zagniatamy twarde, ale jednolite ciasto. W razie potrzeby dodajemy wody, ale niewiele i najlepiej po łyżce, ponieważ ciasto powinno być mocno zwarte. Wyrabiamy jeszcze chwilę, zawijamy w folię spożywczą i wkładamy do lodówki na min. 2h.
3. Rozwałkowujemy ciasto BARDZO CIENKO, (podkładamy ściereczkę i sprawdzamy, czy widać wzór, jeśli nie - trzeba jeszcze bardziej rozwałkować), pozostawiamy na 10 minut do przesuszenia i kroimy na paski o szerokości 5-8 mm. Paski przekładamy na stół, wyścielony czystymi ściereczkami do wysuszenia. 


 4. Po 30 minutach podsuszony makaron możemy gotować. Resztę trzeba ususzyć całkowicie: u mnie trwało to ok. 2 dni. Całkiem suchy i sztywny makaron przekładamy do papierowych toreb. Możemy przechowywać min. 2 miesiące w suchym i ciemnym miejscu.


              Ja przygotowałam i ugotowałam makaron na niedzielny obiad, podałam na nim rukolę w occie winnym i wołowe, bardzo cieniutkie steki z czosnkiem i rozmarynem. Makaron z wyraźną nutą suszonych pomidorów stanowił wspaniałe tło dla mięsa i kwaskowo-orzechowej rukoli.

poniedziałek, 27 lutego 2012

Babka pomarańczowa



      Dziś publikuję przepyszną, kruchą i mięciutką jak puch babkę pomarańczową, którą na wspólne pieczenie zaproponowała Ania. Bardzo jej dziękuję za udostępnienie tego przepisu, bo jest po prostu doskonały. Ja dodałam jedynie więcej soku pomarańczowego i więcej skórki z pomarańczy i przez roztargnienie nie ubiłam piany z białek, a dodałam od razu całe jajka. Niezależnie od tego babka i tak wyszła wspaniała, przy tym szybko się ją robi;  gorąco polecam wszystkim i myślę, że będzie to idealna babka na Wielkanoc. Razem ze mną piekły:
Midnighht Spoon http://www.midnightspoon.com/   


Składniki:
  • 1 szklanka mąki pszennej
  • 1 szklanka mąki ziemniaczanej
  • 1 kostka masła
  • 2 -2,5 łyżeczki proszku do pieczenia 
  • 1 szklanka cukru pudru
  •  4 jajka
  • skórka otarta z 2 z pomarańczy
  • 1/2 szkl. soku wyciśniętego z pomarańczy


1. Utrzeć margarynę/masło z cukrem, dodać po jednym jajku oraz sok. 
2. Przesiane mąki połączyć za pomocą trzepaczki z proszkiem i skórką pomarańczową. Dodać do ciasta i ucierać ok 4 min. 
3. Formę do babek wysmarować i wylać ciasto. Piec ok 45-55min. w temperaturze 175°C, do "suchego patyczka".
4. Wyjąć z piekarnika i pozostawić w blaszce przez ok. 10 minut. Nakłuć babkę dość gęsto drewnianym patykiem do szaszłyków lub wykałaczką, polać lukrem lub nasączyć ponczem.
  .

Poncz: 
  • 3 łyżki cukru pudru
  • 5 łyżek soku z pomarańczy 
  • 5 łyżek białego wina półsłodkiego lub szampana ewentualnie 3 łyżki rumu lub wódki
  • 1 łyżka ekstraktu waniliowego
Składniki dokładnie wymieszać i łyżeczką polewać jeszcze ciepłą babkę. 
Kroić po całkowitym wystygnięciu.

niedziela, 26 lutego 2012

Sajgonki (Cha Gio)


                Chociaż jestem zakochana w kuchni azjatyckiej (niektórzy nawet twierdzą, że pewnie mam już skośne oczy od takiego jedzenia!), to nie uwierzycie, ale jeszcze nie jadłam wietnamskich sajgonek! ;) W Niemczech są one nazywane Frühlingsrollen (wiosenne roladki,krokiety) i można je dostać w każdej knajpie chińskiej, tajskiej, japońskiej, koreańskiej czy wietnamskiej, a nawet w wielu europejskich (jako Finger Food), jednak są one zrobione z ciasta przypominającego ciasto filo lub makaronowe, nie zaś z papieru ryżowego. 
Dlatego jest to moja pierwsza styczność z tymi oryginalnymi sajgonkami. Zresztą tych z ciasta z mąki pszennej też nigdy nie robiłam sama. Być może dlatego moje sajgonki nie wyszły takie, jakbym sobie tego życzyła, niemniej były przepyszne. I nic nie szkodzi, że większość mniej lub  bardziej popękała w trakcie smażenia, 2 całkiem się rozpadły a reszta nie była tak krucha jak powinna - zniknęły wszystkie 25 sztuk, jak tylko Prezydent wrócił z pracy! ;) 
Zostało mi jeszcze 2/3 papieru ryżowego i korzystając z porad pozostałych dziewczyn-blogerek,  
które uczestniczyły we wspólnym "sajgonkowaniu" powinno mi się też udać zrobić tak ładne i chrupkie sajgonki. Za inicjatywę i pomysł dziękuję Basi, która przywiozła dla nas ten przepis prosto z Wietnamu. ;)


Składniki:
  • 12-14 arkuszy papieru ryżowego (wzięłam 25)
Nadzienie:
  • 5 dag makaronu ryżowego (nie dałam i źle zrobiłam, bo dać trzeba, gdyż ten makaron ma w farszu kluczowe znaczenie - wchłania nadmiar wilgoci...)
  • kilka grzybków mun, namoczonych i posiekanych w cieniutkie paseczki (dałam ok. 10 sztuk)
  • 2 posiekane dymki
  • 1 nieduża marchewka posiekana w julienne 
  • 1 pietruszka
  • kawałek selera
  • 1 myły rzepka
  • 3 łyżki kim chi wraz z zalewą
  • kawałek zielonej części pora
  • garść pokrojonej w krążki zielonej cebulki
  • 2 łyżki drobno startego imbiru
  • 3 łyżki posiekanej grubo kolendry
  • garść kiełków fasoli (zblanszowanych i osuszonych) lub innych kiełków
  • 250 g mielonej wieprzowiny (można zamienić np. ugotowanymi posiekanymi krewetkami) - nie dałam
  • 1 roztrzepane jajko
  • ½ łyżeczki pieprzu
  • 2 łyżki sosu rybnego
  • 2 łyżki sosu sojowego (dałam od siebie)
  • sól do smaku - nie dałam



Słodki sos chili do maczania:
  • 2-3 malutkich drobno posiekanych chilli
  • 3 ząbki czosnku
  • ¼ szklanki cukru
  • 3 łyżki soku z limonki
  • 1 łyżka octu ryżowego
  • 3 łyżki sosu rybnego
  • ½ szklanki wody
  • ½ łyżeczki soli
  • 1 łyżeczka mąki ziemniaczanej 
Sos zrobiłam na ciepło, żeby wydobyć aromat z czosnku i chili, a także dlatego, że lubię leciutko zawiesisty: rozrobiłam mąkę z wodą, wrzuciłam chili, zagotowałam cały czas mieszając. Dodałam starty czosnek oraz resztę składników, trzymałam na małym ogniu jeszcze 2 minuty, przelałam do słoiczka, zamknęłam i zostawiłam do wystygnięcia. Podawałam zimny do sajgonek.

1. Mój farsz warzywny - starłam warzywa na tarce w "julienne" - drobniutką zapałkę, pora w wąskie paseczki. Namoczone i osuszone grzyby podsmażyłam krótko z dymką i imbirem na silnym ogniu, dolewając po łyżce sosu rybnego i sojowego. Dodałam do warzyw razem z kiełkami i szczypiorem, wymieszałam ze sparzonymi kiełkami i roztrzepanym jajkiem, doprawiłam pozostałą łyżką sosu rybnego i sojowego.
2. Mój farsz kim chi - 1 mała marchewkę i w małą rzepkę starłam na tarce, posiekałam kim chi na paski, dodałam małą garść kiełków, doprawiłam zalewą spod kim chi (2 łyżki), po 15 minutach odlałam nadmiar soków. 


A to farsz mięsny Basi:
1. Makaron namaczamy zgodnie z przepisem na opakowaniu, odcedzamy i dokładnie tniemy na krótkie kawałki. Dodajemy wszystkie składniki nadzienia, mieszamy i ostatecznie doprawiamy. 2. 2. Kiedy nadzienie jest gotowe przygotowujemy mocno ciepłą wodę do moczenia papieru ryżowego (najlepiej aby wodę wlać do miski lub garnka o takiej średnicy aby łatwo było moczyć arkusze papieru). Moczymy arkusz papieru przez chwilkę, miękki kładziemy na desce do krojenia, osuszamy papierem kuchennym, jeśli będzie zbyt mokry, nakładamy łyżkę farszu bliżej siebie. Boki papieru zakładamy do środka, ciasno, tuż przy nadzieniu. Dolną część papieru zakładamy na już złożone boczne skrzydełka i nadzienie, następnie zaczynamy ciasno zwijać uważając, aby nie rozerwać papieru ryżowego. I tak postępujemy aż do wyczerpania składników. 
4. Odstawiamy na min 1 h, przykrywamy folią. Sajgonki smażymy na głębokim oleju roślinnym do złocistego koloru, powinny stać się chrupiące. 
* wprowadziłam swoje uwagi do przepisu Basi, aby następnym razem uniknąć błędów



sobota, 25 lutego 2012

Risotto pomarańczowe z dynią i rozmarynem


                  To risotto wyszło tak wspaniałe (nie waham się użyć tego słowa!), że niemal siłą musiałam powstrzymać samą siebie, żeby zostawić porcję Prezydentowi. Zostawiłam. Z wielką udręką i tęsknymi spojrzeniami, rzucanymi raz po raz w stronę patelni...
Jest tak delikatne, lekko kwaskowate, z wyraźną nutą pomarańczy, charakterystycznym akcentem aromatycznego rozmarynu i leciutko chrupiącą dynią. Nie da się opisać tego smaku i dlatego musicie sobie zrobić i się przekonać, że wcale i absolutnie nie ma przesady w tym co piszę! Zresztą, wystarczy spojrzeć, jak to risotto pięknie wygląda... :)


Składniki:
  • 130 g ryżu arborio
  • 2 łyżki oliwy z oliwek do smażenia
  • 80 g pora (żółto-zielonej części)
  • 125 g dyni surowej, pokrojonej w grubą kostkę
  • 125 g soku wyciśniętego z pomarańczy
  • 125 g wytrawnego, białego wina
  • 500 ml bulionu jarzynowego 
  • skórka otarta z jednej niedużej pomarańczy na tarce do ziemniaków lub na bardzo drobnych oczkach
  • 2 łyżki igieł rozmarynu, posiekanych dość grubo
  • 50 g sera peccorino lub parmezanu ( u mnie Bacchus Cabernet - ser leżakujący w czerwonym winie)
  • sól, pieprz do smaku


1.  Na dużej patelni o grubym dnie rozgrzewamy oliwę, przesmażamy porę i dynię 3-4 min. na średnim ogniu. Dodajemy suchy ryż i smażymy aż zmieni kolor na szklisto-biały. 
2. Wlewamy wino i sok pomarańczowy, mieszamy do wchłonięcia i odparowania. Następnie dodajemy po chochelce gorącego bulionu i mieszamy, aż ryż wchłonie płyn. Czynności powtarzamy, aż pozostanie ostatnia porcja bulionu. 
3. Wtedy dodajemy rozmaryn, skórkę pomarańczową i resztę bulionu, kiedy płyn wyparuje do połowy, do patelni kruszymy lub łamiemy na drobno ser, mieszamy do uzyskania kremowej konsystencji. Próbujemy i solimy, jeśli trzeba, dodajemy odrobinę czarnego pieprzu. Podajemy gorące, choć na zimno też jest bardzo smaczne.

czwartek, 23 lutego 2012

Tajskie czerwone curry z kurczakiem i ziemniakami (Geang phed gai)


                 "To mniej znana w Europie wersja czerwonego tajskiego curry,  w której można się zakochać od pierwszego kęsa" - przynajmniej tak zapewnia w swojej książce "Łatwa kuchnia tajska" Ken Hom. I rzeczywiście, kupując w wielu miejscach czerwone curry, nigdy nie dostałam go z ziemniakami czy innym mięsem niż pierś kurczaka. Dlatego warto spróbować tej potrawy, bo ziemniaki i smak orzeszków ziemnych nadają mu niezwykłej głębi, dzięki czemu staje się ona wyjątkowo pełna i treściwa w smaku. Jest dość pikantna i wyrazista, więc raczej dla odważnych i choć przyznać muszę, że spodziewałam się większej ostrości, niemniej zawiedziona nie jestem; z pewnością będę wracać do tego przepisu.
                  A tajskie curry robiłam razem z Kasią z boga Katie's Pie Hole, notabene moim guru blogowym i pierwszą doświadczoną blogerką, która łagodnie, bo za pomocą samych komplementów wprowadzała mnie w świat kulinarnej blogosfery - nawet o tym nie wiedząc (bo ja ukradkiem, dzień i w nocy wciąż podpatrywałam jej blog!). Dziękuję ci więc, Kasiu i nie waż się nawet myśleć o przerwaniu blogowania! Jesteś wzorem i inspiracją (założę się, że nie tylko moją...) pamiętaj o tym! :)


Składniki (nieco zmodyfikowane i na 2 osoby):
  • 250 g mięsa kurczaka z udek i podudzi bez skóry i kości, pokrojonego  na kawałki 2-3cm
  • 200 g małych ziemniaków
  • 1 łodyga trawy cytrynowej
  • 1 łyżka oleju roślinnego
  • 2 łyżki czerwonej tajskiej pasty curry
  • 2 szalotki pokrojone na cienkie plasterki
  • 2 duże ząbki czosnku grubo posiekane
  • 2-cm kawałek świeżego galangalu lub imbiru
  • 3 liście limonki kaffir
  • 1 łyżka sosu rybnego
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżeczka ciemnego sosu sojowego
  • 1 duża łyżka masła orzechowego (miały być posiekane prażone fistaszki, ale akurat nie miałam)
  • kilka łyżek wody
  • 2-3 łyżki soku z limonki lub cytryny (dałam od siebie)
  • garść świeżych liści kolendry (i bazylii tajskiej - dałam od siebie)
  • 1 duże czerwone chili pokrojone na cienkie paseczki


1. Rozgrzać mocno olej na patelni, podsmażyć pastę curry przez 2 minuty, mieszając. Wrzucić ziemniaki i mięso, podsmażać i mieszać tak długo, aż pasta pokryje dokładnie ziemniaki i mięso.
2. Trawę cytrynową obrać z twardych zewnętrznych liści i bardzo drobno posiekać. Dorzucić do mięsa i ziemniaków razem z szalotką, czosnkiem, imbirem i cukrem oraz wlać sos rybny i sojowy. Smażyć kolejne 5 minut.
3.  Zawartość patelni przełożyć do garnka o grubym dnie i wlać mleko kokosowe i wodę (ja płuczę kartonik lub puszkę po mleku kilkoma łyżkami wody), dołożyć masło orzechowe (jeśli nie mamy fistaszków) zmniejszyć ogień, przykryć i dusić ok. 15-20 minut, aż mięso i ziemniaki będą miękkie. Następnie doprawić 2-3 łyżkami soku z limonki i ewentualnie solą i cukrem.
4. Przełożyć do miseczek, posypać posiekanymi fistaszkami, paseczkami chili, kolendrą lub bazylią tajską. od razu podawać.

Crema catalana (Krem kataloński)


                      Crema catalana to nic innego, jak katalońska wersja Creme Caramel, czy jak kto woli francuskiego Crème brûlée, czyli dosłownie "przypalonego" kremu. A krem ten to nic innego jak szlachetniejsza odmiana budyniu na mleku lub śmietance, żółtkach, z pyszną karmelową skorupką na wierzchu. I to właśnie cukrowa, pękająca pod łyżeczką skorupka jest chyba tajemnicą sukcesu i popularności tego deseru.
Krem kataloński różni się od zwykłego crème brûlée niezwykłym, bardzo intensywnym, cytrynowym akcentem i aksamitną konsystencją, moim zdaniem delikatniejszą niż we francuskiej wersji.
              Do wykonania tego niezwykle prostego kremu potrzebny jest specjalny palnik, nie jest on jednak całkiem niezbędny - ja swój krem zrobiłam w piekarniku i choć nie wygląda oszałamiająco, zapewniam, że nic nie stracił ani na smaku, ani na kremowej, niezwykle aksamitnej konsystencji. Nie mówcie więc, że nie zrobicie creme caramel, bo nie macie palnika! Do dzieła!
Ale palnik oczywiście zamierzam sobie wkrótce kupić, bo po pierwsze, to fajny kuchenny gadżet, o wielu zastosowaniach - po drugie, można nim fantazyjnie przypalać  w i e l e  rzeczy. :)
No i znów bym zapomniała! :) Krem ów miałam zaszczyt robić wraz z Pyzą oraz Olą (narzuciłam się i ekipa warszawsko-monachijska w komplecie!). :D

Przepis z książki "1080 Rezepte" Gabrielli i Inez Ortega.



Składniki na 6 kokilek:
  • 500 ml mleka 3,5%-3,8%
  • 1 dojrzała cytryna niewoskowana o ładnej skórce
  • 4 żółtka
  • 100 g cukru brązowego
  • 1 łyżka skrobii lub mąki  ziemniaczanej (lub tradycyjnie kukurydzianej, jednak z nią nie jest tak aksamitny, acz ciekawy w smaku)
1. Cytrynę bardzo dokładnie myjemy, sparzamy, obieramy cienko skórkę, nożykiem do jarzyn, jak z jabłka.
2. W misce ucieramy żółtka z mąką ziemniaczaną i 2 łyżeczkami cukru, tak długo, aż cukier się rozpuści.
3. Do garnka wlewamy mleko, wrzucamy skórę z cytryny, 2 łyżki cukru i krótko zagotowujemy, zmniejszamy ogień do minimum i mieszamy, żeby nie tworzył się kożuch. Miksując żółtka małymi porcjami (ja dodawałam po dużej łyżce) stopniowo i powoli wlewamy mleko. Cały czas miksujemy.
4. Wlewamy zawartość miski z powrotem do garnka i na średnim ogniu, przez cały czas mieszając, zagęszczamy krem przez ok. 5-8 minut. Kiedy wyraźnie zgęstnieje, przelewamy do kokilek, wypełniając do połowy ich pojemności. Studzimy w temperaturze pokojowej, następnie wkładamy do lodówki na min. 2 h. Moje stały przez noc w lodówce. 
5. Posypujemy powierzchnię kremu pozostałym cukrem i przypalamy palnikiem, aż do przypalenia, studzimy. a jeżeli nie posiadamy palnika robimy tak:



Jak zrobić Crème Brûlée bez palnika:
1. Nastawiamy piekarnik na 250°C (lub max.) i włączamy funkcję grilla.
2. Kokilki na ten czas wkładamy do zamrażalnika, na półce do kostek lodu (najwyższej), lub pod samą kratkę mrożącą (wygląda u mnie jak grzałka w elektrycznym piekarniku), kładziemy je tam dnem do góry.
3. Kiedy temperatura w piekarniku osiągnie maksimum,  bierzemy dużą, głęboką blaszkę, najlepiej o grubych ściankach i wypełniamy po brzegi kostkami lodu. W ten lód wkładamy mocno oziębione kokilki (uważamy, żeby kostki lodu nie wychodziły poza brzegi kokilek i woda nie dostała się do kremu) i wkładamy na najwyższą półkę w piekarniku, pod sam grill. Do piekarnika wkładamy dodatkowo obie duże blachy, jak na ciastka (zazwyczaj są w komplecie), żeby jeszcze od dołu opóźnić topnienie lodu w blaszce z kokilkami. 
4. Pieczemy od 8-12 minut, w połowie czasu kontrolujemy stan karmelu (ale krótko, żeby nie obniżyć za bardzo temperatury). Nie oczekujmy spektakularnego efektu, w zupełności wystarczy jak cukier skarmelizuje się i stwardnieje - u mnie trwało to 10 minut i jak widać na powyższym zdjęciu skorupka się wytworzyła, twarda i cieniutka, czyli jak trzeba. Mam też nadzieję, że udało mi się na zdjęciach ująć tę niesamowitą aksamitność kremu...
 Po wyjęciu studzimy, chłodzimy i jemy. I jak widać mój przydział już pożarty. ;)
Smacznego! :)







środa, 22 lutego 2012

Kapuśniak


                    Kapuśniak zrobiłam z okazji końca zimy, która dla mnie kończy się właśnie w lutym. I to jest taki zimowy jeszcze kapuśniak na wieprzowych kościach, z ziemniakami, grzybami i zasmażką. Zazwyczaj nie dodaję podsmażanych grzybów do kapuśniaku, ale gdy zobaczyłam u Pyzy ten  przepis, bardzo chciałam spróbować takiej zupy. Co prawda nie miałam trąbek ;) ale grzyby suszone, i to zresztą od samej Pyzoldy, królowej Grzyblandii! :)
 I zrobiłam dość tradycyjny kapuśniak, tyle że z grzybkami. Jest smaczny, pożywny i bardzo treściwy, bo w zasadzie z spora miska z grubą pajdą chleba posmarowanego masłem wystarczy za cały obiad. I taki polski... :)


Składniki:
  • 300-400 g kości wieprzowych np.żeberek (ja miałam ze schabu)
  • 1,5 l wody
  • 5 ziaren ziela angielskiego
  • 5 ziaren czarnego pieprzu
  • 3 listki laurowe
  • 1 cebula
  • 1 spora garść grzybów leśnych mrożonych lub suszonych (suszone trzeba namoczyć poprzedniego wieczoru, następnie gotować na małym ogniu przez 30 minut w tej samej wodzie, w której się moczyły!) 
  • 2 łyżki masła
  • szczypta estragonu
  • szczypta czarnego pieprzu
  • 4 ziemniaki
  • 2 marchewki
  • 1 mała pietruszka
  • 1 mały kawałek selera
  • 1 łyżka cukru
  • 1 płaska łyżka soli
  • 250-300g kapusty kiszonej, odciśniętej i lekko przesiekanej
  • 1 łyżeczka lubczyku
  • 1 płaska łyżeczka kminku
  • 1 łyżka majeranku
  • 2 łyżki mąki
  • sól, pieprz do smaku


 1.Grzyby (mrożone trzeba rozmrozić!) i cebulę pokroić w grubą kostkę, podsmażyć na maśle, dodając pod koniec smażenia szczyptę estragonu i czarny pieprz. Odstawić. Kapustę kiszoną spróbować - jeżeli jest twarda i bardzo kwaśna trzeba ją obgotować przez 10 minut w 0,5 l wody z łyżeczką soli i cukru. Odsączyć na sicie i odstawić. 
2. Kości zalać zimną wodą w dużym garnku, dodać ziele angielskie, listki laurowe i kulki pieprzu. Na małym ogniu doprowadzić do wrzenia i zdjąć pianę. Gotować 30 minut pod częściowym przykryciem.
3. Warzywa pokroić w kostkę -ziemniaki i marchewkę w grubą, resztę warzyw w drobną i dodać do wywaru. Gotować do miękkości, następnie dodać grzyby z cebulą oraz kapustę kiszoną, wsypać sól i cukier. Gotować 30 minut lub do momentu aż kapusta zmięknie. Doprawić solą, pieprzem i ziołami.
4. Na suchej patelni uprażyć mąkę na złoto, przesypać do szklanki, odstawić na 5 minut, żeby przestygła i  zalać do połowy wodą, wsypać szczyptę soli, dobrze wymieszać, żeby nie było grudek. Wlać do gotującego się kapuśniaku, dobrze wymieszać, gotować dalsze 5 minut, ewentualnie doprawić solą i pieprzem. 
Podawać z chlebem.


Kapuśniak z grzybami zgłaszam do konkursu Mistrzowie Patelni Neoflamu w kategorii "Zimowe grzybobranie"

wtorek, 21 lutego 2012

Kluseczki dyniowe


             Pierwotnie miały to być dyniowe kopytka, ale w trakcie stania przy garach postanowiłam poeksperymentować i dodałam do ciasta mąki kukurydzianej zamiast ziemniaczanej, w zasadzie tylko dlatego, że pasowało mi to kolorystycznie. :) Pomysł okazał się niezwykle trafiony. Kluseczki wyszły nie tylko mocno dyniowe w smaku (bo jednak w dyniowych kopytkach nie jest tak intensywny), ale zyskały również świetną konsystencję; mięciutkie, delikatne ciasto o intensywnym maślano-dyniowym smaku. Polecam mój przepis wszystkim fanom dyni! :)



Składniki:
  • 200 g ugotowanych i przepuszczonych przez praskę ziemniaków, najlepiej z poprzedniego dnia
  • 200 g surowej dyni startej na drobnej tarce
  • 80-100 g mąki pszennej + do podsypywania
  • 3 łyżki mąki kukurydzianej
  • 1 jajko
  • 1 duża łyżka masła
  • sól, biały pieprz do smaku
  • szczypta gałki muszkatołowej
  • szczypta kurkumy
Do gotowania:
  • 2-3 łyżki oliwy
  • 1płaska łyżka soli



1. Stratą dynię posypujemy solą i odrobiną cukru, odstawiamy na 10 minut, po tym czasie odciskamy lekko w dłoniach i przekładamy do dużej miski.
2. Ziemniaki dodajemy do dyni, wsypujemy mąkę kukurydzianą, jajko, masło i przyprawy. Następnie wsypujemy partiami mąkę i wyrabiamy ciasto. Mąki dajemy tyle, żeby ciasto było zwarte, ale nie twarde!
Należy to zrobić dość szybko, ponieważ ziemniaki i dynia będą romiękczać ciasto!
3. Na wysypanej mąką stolnicy formujemy z ciasta wałek o średnicy ok. 4-5cm i nożem kroimy krążki (nóż zanurzamy w mące za każdym razem) o grubości nieco mniejszej niż 1 cm. Można też formować kulki i spłaszczać na stolnicy za pomocą noża (w dłoniech jednak za bardzo się lepią). Jeśli ciasto będzie się lepić, podsypujemy lekko mąką kulki i gotowe kluski, ale nie wrabiamy do ciasta.
4. W dużym garnku zagotowujemy lekko osoloną wodę, wlewamy 2-3 łyżki oliwy, kiedy zawsze wzrucamy po 14-16 klusek, gotujemy 4-5 minut od wypłynięcia klusek na powierzchnię wody. Wyjmujemy na talerz, czekamy 2-3 minuty aż odparują i przekładamy do naczynia wysmarowanego masłem, skrapiamy oliwą, żeby się nie posklejały. Podajemy do gulaszu lub same ze skwarkami i natką pietruszki. Smacznego! :)

niedziela, 19 lutego 2012

Korma z wieprzowiną (Pork Korma Curry)


              Korma curry to kolejna pozycja kuchni indyjskiej, która obowiązkowo musiała się u mnie pojawić. Oryginalnie, w Indiach i Pakistanie korma to danie, którego nie jada się na co dzień, to potrawa robiona rzadziej i raczej od święta. Przywędrowała na tereny północnych Indii, Pakistanu i Bangladeszu ok. XVI w. z najeźdźczym plemieniem Wielkich Mogołów. Klasycznie nazwa pochodzi od nazwy naczynia, w którym gotuje się kormę, a raczej piecze czy dusi, gdyż tradycyjnie przygotowywana była na tlących się powoli drzewnych węglach i w języku tureckim oznacza powolne pieczenie, duszenie.
Korma może być lekko pikantna lub ognista, może być robiona z jagnięciny, kurczaka, wołowiny lub mieszanki mięs, niektóre kormy łączą mięsa i warzywa, takie jak szpinak czy rzepa. Charakterystyczna za to dla wszystkich curry-korma jest spora ilość cebuli.
Kormę robiłam po raz pierwszy i z pewnością będę powtarzać, bo jest to przepyszny, rozgrzewający posiłek, niezwykle szlachetny i bogaty w smaku. Koniecznie spróbujcie! :)
 (Informacje o kormie dzięki uprzejmości Wikipedii)


Składniki:
  • 350-400 g schabu wieprzowego lub chudej szynki
  • 2 łyżki oleju kukurydzianego
  • 1 łyżeczka nasion kardamonu (wyłuskanych z ziaren)
  • 1 łyżeczka ziaren gorczycy
  • 1 łyżeczka kminu rzymskiego
  • 1 łyżeczka ziaren czarnego pieprzu
  • 1 łyżeczka maku
  • 2 ząbki czosnku
  • 1 łyżka startego na drobno świeżego imbiru
  • 50 g  mielonych migdałów
  • 1 cebula, pokrojona w niedużą kostkę
  • 2 łyżki ghee (sklarowanego masła)
  • 2 łyżki garam masala
  • 1 suszona papryczka chili (pokruszona)
  • 250 ml bulionu drobiowego lub warzywnego
  • 2 łyżki soku z cytryny lub limonki
  • 200 g kefiru lub jogurtu
  • 1/2 pęczka kolendry
  • 4 łyżki pokrojonego na grube krążki szczypiorku
  • 1 łyżka plasterków świeżej chili

1. Nasiona (kardamon, mak, gorczycę, pieprz, kmin) podprażyć na oleju kukurydzianym na niewielkim ogniu ok. 5 minut, cały czas mieszając. Dodać posiekany czosnek i imbir. Podsmażać dalej 3 minuty. Przestudzić, dodać kilka łyżek wody i zmiksować razem z mielonymi migdałami, do uzyskania gładkiej, niezbyt gęstej pasty (w razie potrzeby dodać więcej wody).
2. Mięso umyć, osuszyć, pokroić w sporą kostkę. Na patelni rozgrzać ghee, wrzucić mięso i cebulę, podsmażać na dość dużym ogniu, aż podpiecze się z każdej strony. Zmniejszyć ogień, dodać pastę z przypraw, pokruszoną papryczkę chili, garam masala i rozprowadzić na mięsie, podsmażać 5 minut, mieszając. 
3. Następnie dolać bulion i przykryć naczynie. Dusić  na małym ogniu ok. 20 minut (lub do miękkości mięsa). Gdy mięso będzie miękkie, dodać sok z cytryny i dusić jeszcze 5 minut. Zestawić z ognia, dodać pokrojoną kolendrę i szczypiorek (trochę zieleniny zostawić do dekoracji), wymieszać, przykryć, zostawić na 5 minut. Wlać jogurt lub kefir, wymieszać i nakładać do miseczek. Udekorować kolendrą, szczypiorkiem i krążkami chili, podawać z ryżem basmati i/lub chlebkami naan.

Korma z wieprzowiną inspirowana przepisem z książeczki "Scharf&Spicy" z serii "Essen&Genießen" Wydawnictwa Happy Books

piątek, 17 lutego 2012

Faworki czyli chrusty


                    Tradycyjne polskie smażone ciasteczka, obowiązkowe w Tłusty Czwartek. Wszyscy chyba je znają, ja natomiast nie znam osoby, która by ich nie lubiła. Bo jak można nie lubić tak kruchych, rozpływających się w ustach ciastek, tak bardzo wpisanych w polskie obyczaje? Odkąd pamiętam przepadałam za nimi, a w naszym domu rodzinnym gościły bardzo często i odkąd pamiętam robiłam je z Mamą, najczęściej wieczorami. A rano nic tak nie smakowało jak duża porcja chrustów z gorącą herbatką... Tak, takich smaków się nie zapomina, jak również niezmiernego uczucia żalu, kiedy na dnie miseczki pozostawał już tylko cukier puder...
                A wczoraj, zgodnie z wielowiekowym, polskim obyczajem tłustoczwartkowym :) były i pączki, i chruściki.



Składniki:
  • 400 g mąki
  • 3 żółtka
  • 3 łyżki cukru 
  • 1 łyżka ekstraktu waniliowego lub 1 opakowanie cukru waniliowego
  • skórka otarta z 1 cytryny
  • sok z 1 niedużej pomarańczy
  • 1 łyżka spirytusu
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1/2 szklanki kefiru
  • 1/2 szklanki słodkiej śmietanki 30%
  • 30 g masła
  • do smażenia - 2 kostki planty + 2 kostki smalcu lub tylko planta, olej lub smalec (minimum 1,5 l)
  • cukier puder po posypania


1. W małym rondelku nad kąpielą wodną ubijamy żółtka z cukrem na puszystą, prawie białą masę, dodajemy ekstrakt  lub cukier waniliowy, ubijamy jeszcze chwilę. 
2. W dużej misce łączymy 300 g mąki, proszek, wlewamy sok pomarańczowy i spirytus, kefir i śmietankę, dodajemy masło i ubite jajka. Wszystko wyrabiamy na gładką, elastyczną masę. W razie potrzeby dodajemy stopniowo mąkę (powinno się wrobić jeszcze ok. 80 -100 g). Ciasto powinno być bardzo przyjemne w dotyku (gładziutkie i miękkie), nie kleić się do rąk ani do miski. Resztę mąki pozostawiamy do podsypywania.
3. Wyrobione ciasto kładziemy na stolnicy, a stolnicę (najlepiej!) na podłodze i mocno walimy w nie wałkiem ok. 100 razy; ciasto często składamy i obracamy (do tej czynności dobrze jest zaangażować dorastającą latorośl lub małżonka). Tak stłuczone ciasto wkładamy z powrotem do miski, przykrywamy folią i zostawiamy na ok. 20-30 minut do wypoczęcia. 

 
4. Rozwałkowujemy ciasto partiami na bardzo cienkie placki, podsypując lekko mąką, żeby się nie kleiło. Z placków wykrawamy radełkiem lub grubym nożem paski szerokości ok. 4-5 cm (nie powinny być dłuższe niż średnica naczynia, w którym będą się smażyć), formujemy faworki lub dowolne kształty z pasków - węzełki, kratki, spiralki. Surowe ciastka układamy na rozłożonych ściereczkach i nie zapominamy o przykrywaniu drugą ściereczką, żeby nie wyschły. 
5. Olej rozgrzewamy (w szerokim garnku o grubym dnie lub wysokiej patelni, palnik nastawiam na 3/4 mocy), kiedy zostanie nam ostatnia partia ciasta do wykrojenia, ponieważ ciastka smażą się bardzo szybko i dobrze jest mieć już przygotowane wszystkie, gdy tłuszcz będzie gorący.
6. Tłuszcz jest gotowy do smażenia, kiedy kawałek ciasta wrzucony do niego zrumieni się w ok. 10 s. Smażymy ciastka po kilka sztuk (żeby swobodnie pływały i nie obniżały za bardzo temperatury!), przewracamy po zezłoceniu na drugą stronę i dopiekamy. Wyciągamy na papierowy ręcznik, jeszcze ciepłe posypujemy cukrem pudrem .
              Następnie robimy sobie ulubioną herbatkę (tu: ulubiona czarna z kwiatem dzikiej wiśni - poezja!) i wcinamy! ;)

czwartek, 16 lutego 2012

Kurczak Kung Pao


              Kung Pao (inaczej: gongbao) to niezwykła i niezwykle smaczna potrawa kuchni syczuańskiej. Niezwykła, bo nie znajdziemy w niej tak charakterystycznego dla kuchni chińskiej sosu, to potrawa raczej sucha; natomiast doskonale oddaje klimat i mistrzostwo łączenia smaków w chińskiej tradycji kulinarnej, a w szczególności prowincji Szechuan. Znajdziemy w niej ciepłe przyprawy, ostrą papryczkę, czosnek i orzeszki. Chociaż zawiera dość sporą ilość pikantnych przypraw, tak naprawdę nie jest przeraźliwie ostra, powiedziałabym - zdecydowanie pikantna. Robiłam Kung Pao po raz pierwszy i zachwyciła mnie panierka z mąki kukurydzianej, która nie tylko ładnie się zarumieniła, ale przez cały czas smażenia ani odrobinę nie odkleiła się od mięsa. A smak wspaniały, harmonijny, całkiem inny niż wszystkie dania chińskie, jaki do tej pory jadłam. I jest to danie doskonałe na zimne, wietrzne dni... :)
Podczas gotowania pomogłam sobie wiadomościami z Wikipedii oraz niezwykle cennymi radami ze strony Balcera.

                          
 Składniki:
 Marynata
  • 1 białko jaja
  • 3 ząbki czosnku
  • 3-cm kawałek świeżego imbiru
  • 2 łyżki ciemnego sosu sojowego
  • 2 łyżki sosu rybnego
  • 1 łyżka pieprzu syczuańskiego
  • 1 niepełna łyżka oleju sezamowego
 Potrawa:
  • 2 pojedyncze piersi kurczaka
  • 5-6 łyżek mąki kukurydzianej
  • 2 łyżki oleju kukurydzianego
  • 6 suszonych papryczek chili (koniecznie w całości!)
  • 50 g orzechów cashew
  • 1 łyżka wina ryżowego lub octu ryżowego (ja dałam sake)
  • 1 papryczka chili pokrojona w cienkie paseczki
  • 3-4 łodygi zielonej cebulki lub garść cienkiego szczypioru



1. Kurczaka pokroić w niedużą kostkę. Pieprz syczuański rozetrzeć lekko w moździerzu. Przepuścić czosnek przez praskę, imbir zetrzeć na tarce na papkę. Przełożyć do niedużej, porcelanowej lub szklanej miski, dodać pieprz sos rybny, sojowy, olej sezamowy i białko. Wszystko dokładnie połączyć, ubijając lekko za pomocą widelca. Do tak przygotowanej marynaty włożyć kurczaka i wstawić do lodówki na min. 2h.
2. Po tym czasie każdy kawałek mięsa osobno wkładać do panierki i obtaczać ze wszystkich stron, odkładać na talerz. Na patelni rozgrzać 2 łyżki oleju kukurydzianego, wrzucić orzechy, suche papryczki w całości (nie rozkruszamy!) i mięso, smażyć na średnim ogniu, często mieszając, a najlepiej podrzucając lekko patelnią. Orzechy i papryczki powinny wyraźnie się podpiec (nawet lekko przypalić - nie trzeba się obawiać, nie spowoduje to uszczerbku na smaku!), a mięso wyraźnie podsmażyć (patrze zdjęcie). Wtedy wlać marynatę i wino i cały czas mieszać. Smażyć jeszcze ok. 2 minuty, aż marynata wyraźnie pokryje wszystkie składniki na patelni (nie dolewamy w żadnym wypadku wody - potrawa zrobi się o wiele ostrzejsza!- ani tłuszczu).
3. Zieloną cebulkę pokroić wzdłuż na 4 węższe paski, szczypiorek pokroić na kawałki 5-6 cm. Na talerze wyłożyć kurczaka z orzechami, przybrać paseczkami szczypioru i chili. Podawać z ryżem i koniecznie z sosem słodko-kwaśnym, słodkim chili lub innym łagodnym lub pikantnym.
Ja niestety nie miałam akurat żadnego w domu i podałam z surówką z kiełków.

sobota, 11 lutego 2012

Szarlotka klasyczna


               Co mogę powiedzieć? Jedynie to, że ta szarlotka jest po prostu doskonała. Klasyka w najczystszym wydaniu, kruchy spód i wierzch z ciasta kruchego, środek wilgotny, kremowy, z mocno cynamonowym aromatem, ciężki mus jabłkowy. I jadłam kiedyś podobną szarlotkę do tej, gdzieś u ciotki, babci kuzynki czy innej krewniaczki, słynącej z doskonałych ciast, teraz już nie pomnę, któż to był zacz. Ale jedno pamiętam - tamten smak nie był tak wspaniały. Przekonajcie się sami.
Ola z http://mamabartka.blogspot.com/
Ewa z http://mojetworyprzetwory.blogspot.com/
Paulina z http://tryingtocookandbake.blogspot.com/
Justyna -http://healthier-and-slower-life.blogspot.com/

         Jedna mała uwaga: ja nieco zmodyfikowałam przepis, ale klasyczny znajdziecie w pod powyższymi linkami. A przy okazji - polecam gorąco do tego wypieku mąkę orkiszową, ciasto wyszło niezwykle delikatne i kruche, a przy tym zdrowsze niż na mące białej. No, podobno...! ;)

Składniki:
  • 350  g mąki orkiszowej typ 630
  • 1/2 szklanki cukru pudru
  • 3/4 kostki masła
  • 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 żółtko
  • sok z 1/2 pomarańczy
Nadzienie:
  • 1,2 kg jabłek startych na tarce
  • 70 g cukru żelującego
  • 50 g mielonych migdałów
  • 5 pokruszonych herbatników (lub 3 łyżki bułki tartej)
 

1. Mąkę wysypujemy na stolnicę, zimne masło siekamy na drobno z mąką, dodajemy cukier, żółtko i sok z pomarańczy. Szybko zagniatamy ciasto i formujemy kulę, wstawiamy do lodówki na godzinę.
2.  Piekarnik nastawiamy na 200°C. Schłodzone dzielimy ciasto na 2 nierówne części. Mniejszą chowamy ponownie do lodówki. Większą rozwałkowujemy, wykładamy na dno i boki  blaszki lub tortownicy. Nakłuwamy gęsto widelcem i wstawiamy na 8 minut pod górną grzałkę piekarnika i wyciągamy.  Obniżamy temperaturę do 180°C.
3. Jabłka ścieramy na tarce, łączymy z pozostałymi składnikami, delikatnie wykładamy na podpieczony spód. Pozostałą część ciasta rozwałkowujemy, kładziemy na jabłka, bardzo lekko dociskamy, wstawiamy na środkowy ruszt do piekarnika. 
4. Pieczemy ok. 40-50 minut. Wyciągamy i zostawiamy przez 10 minut w blaszce, następnie wyciągamy na drewnianą deskę; kiedy całkiem ostygnie, posypujemy cukrem pudrem i kroimy w duże kwadratowe kawałki.