Strony

wtorek, 31 stycznia 2012

Ser liptowski wiedeński (Vienna Liptauer)


                   Kocham wszelkie pasty do chleba! Może dlatego, że w czasach kryzysu, w których dorastałam, pasty robione przez Mamę -  pomidorowa, makrelowa, paprykowa, były wyczekiwanym urozmaiceniem śniadań i kolacji i rekompensowały brak deficytowych wtedy szynki czy żółtego sera. Nie brakowało mi ich wówczas aż tak bardzo, ba! - dziś nawet jestem zadowolona, bo chyba dzięki temu (paradoksalnie!) tak przepadam za pastami do chleba i bardzo lubię tworzyć i odkrywać nowe. :)
                A liptauer wiedeński to jedna z moich ulubionych, odkryta zupełnie niedawno, bo w zeszłym roku, w dodatku całkowicie przez przypadek. Nie szukałam wtedy past, a  przepisów na ostre potrawy z użyciem papryczki habanero, której jestem bezkrytyczną fanką. Tak trafiłam tutaj i postanowiłam od razu wykonać Vienna Liptauer.


               To teraz troszkę o samym serze: jest to właściwie regionalna, miękka mieszanka serowa do pieczywa, pochodząca z regionu słowackiego Liptowa, które znajdowało się pod panowaniem Austro-Węgier.  Właśnie w tym czasie ser liptowski zyskał wielkie uznanie. To, jak świetnie smakuje niech świadczy jego niesamowita ekspansja na wiele regionów, nie tylko sąsiadujących z Liptowem - znajdziemy przeróżne wersje sera liptowskiego: węgierski körözött, słowacki šmirkás, czeska liptovská pomazánka (z piwem!), serbski urnebes, niemiecki i austriacki liptauer, a nawet włoski spuma di formaggio all'ungherese. Wszystkie liptauery różnią się między sobą doborem składników, prawie wszystkie jednak są robione z bryndzy, zawierają cebulę i paprykę. Jedynie włoski, charakterystyczny tylko dla prowincji Triest, powstaje z ricotty i sera Stracchino, lombardzkiego, niezwykle delikatnego, młodego sera z mleka krowiego. 
            Moja wersja sera liptowskiego do liptauer wiedeński. Przez ostatni rok robiłam go regularnie, zawsze w tym samym składzie, bo przepis okazał się idealny i niezrównany. Zestaw składników może zaskakiwać, ale nie obawiajcie się ani cebuli, ani sardynki w towarzystwie ogórków i kaparów; wszystko idealnie przegryzie się w kilka godzin i otrzymacie wspaniały, harmonijny w smaku i kremowy, jedyny w swoim rodzaju miękki ser liptowski wiedeński.



Składniki:

• 50 g masła,
• 250 g bryndzy lub twarożku (daję tak, albo pół na pół),
• ½  posiekanej cebuli,
• 2-3 nieduże ogórki konsewowe,
• 1,5 łyżki słodkiej papryki,
• 1 łyżeczka musztardy,
• 1 sardynka (daję taką z puszki, pikantną w oleju chili, dokładnie odsączoną),
• 1 lyżeczka koncentratu pomidorowego,
• 1 łyżeczka posiekanych kaparów,
• 1-2 łyżki siekanego szczypiorku,
• 1 łyżka pokrojonej na bardzo cieniutkie paseczki czerwonej papryczki habanero lub chili (można pominąć, jeśli ktoś nie lubi na ostro),
• sól,pieprz do smaku


1. Masło utrzeć do białości w szklanej lub ceramicznej misce, dodać bryndzę, zmiksować. Dodać ser i posiekaną cebulę, dokładnie połączyć miksując. 
2. Dodać paprykę w proszku, koncentrat, posiekane ogórki i sardynkę - ponownie dokładnie zmiksować, aż sardynka całkowicie się rozpadnie, a pasta stanie się kremowa.
3. Dodać posiekane kapary i szczypiorek i wymieszać drewnianą łyżką. Doprawić do smaku solą i pierzem. Na koniec dodać habanero, wymieszać, przekryć miskę folią spożywczą i wstawić do lodówki na minimum 3 h, a najlepiej na noc. Liptauer najlepiej smakuje z razowym lub ługowym pieczywem typu precle.

niedziela, 22 stycznia 2012

Tortellini


                Kolejna odsłona wspólnego gotowania! Razem z Olą, Izą, Pauliną i Elą robiłyśmy tortellini, na które od dawna miałam ochotę, ale nie do końca wiedziałam, jak się je robi. Wydawało mi się, że to prawie to samo, co nasze pierogi, ale jakżeż się myliłam! :) A jeśli ktoś już robił tradycyjne, włoskie tortellini, będzie wiedział co mam na myśli... Powiem tylko tyle, że wałkowanie polskiego, pierogowego ciasta to bułka z masłem w porównaniu z dosyć twardym włoskim ciastem makaronowym, z którego robi się tortellini. Ale smak wynagrodzi Wam ten trud po wielokroć. Szkoda tylko, że tak szybko znikają po tym długim trudzie...:)


Składniki:
  • 350 g mąki
  • 2 jajka
  • 2 żółtka
  • szczypta soli
  • 3 łyżki oliwy
  • odrobina wody, jeśli będzie trzeba do wyrabiania ciasta
MÓJ FARSZ:
  • 100 g szpinaku
  • 100 g bryndzy
  • 100 g wędzonego łososia
  • 1 łyżka masła 
  • 2 ząbki czosnku posiekane
  • 1 łyżeczka cukru
  • sól, pieprz do smaku
  • 2 łyżki soku z cytryny lub 1 łyżka białego balsamicznego octu winnego 
  • 1 łyżeczka ziół prowansalskich

1. Masło rozgrzewamy na patelni, dodajemy czosnek, lekko podsmażamy, dodajemy szpinak, mieszając, krótko przesmażamy ok. 3 minut na średnim ogniu, doprawiamy cukrem, solą i pieprzem i sokiem z cytryny, Mieszamy i dusimy jeszcze 2 minuty na ogniu. 
2. Zdejmujemy z patelni (jeśli wytworzył się sok, szpinak należy lekko odsączyć na ręczniku papierowym) i zostawiamy do całkowitego wystudzenia. W misce łączymy bryndzę, łososia i szpinak. Doprawiamy ziołami prowansalskimi i w razie potrzeby solą i pieprzem.
Mąkę wysypujemy na stolnicę, robimy dołek, wybijamy do niego jajka i żółtka, oliwę i sól. Wyrabiamy gładkie, elastyczne ciasto dodając odrobinę wody w razie potrzeby. Z wyrobionego ciasta formujemy kulę, owijamy w folię spożywczą i zostawiamy do wypoczęcia na 1-2h w lodówce. 
3. Wyjmujemy, rozwałkowujemy bardzo cienko, następnie robimy test: podkładamy wzorzystą ściereczkę pod kawałek ciasta; jeżeli wzór ściereczki prześwituje przez ciasto, można wycinać lub kroić ciasto. Patrz zdjęcie:


Możemy z niego wycinać kółka Ø 4 cm i lepić podobnie jak uszka, łącząc rogi wewnętrzną stroną, jak na zdjęciach poniżej. 


Jeśli chcemy otrzymać tradycyjny kształt tortellini, wycinamy kwadraty o boku 4 cm, nakładamy kulkę farszu wielkości mniej więcej orzecha laskowego, składamy po przekątnej, zlepiamy tak, jak na zdjęciach:


Zagotowujemy wodę w dużym garnku i wrzucamy tortellini. Czekamy aż wypłyną i gotujemy na średnim ogniu 3-4 minuty. Wyciągamy na sito, odsączamy i skrapiamy oliwą. Wykładamy na talerz i polewamy sosem pomidorowym. Posypujemy startym parmezanem i dekorujemy świeżą bazylią. Smacznego!


czwartek, 19 stycznia 2012

Spaghetti z prażonymi warzywami


                        Troszkę inny sos do makaronu. Prażone, a  następnie duszone w sosie pomidorowym warzywa, które pozostają lekko chrupkie i pełne smaku. Proste i jednocześnie wyjątkowe danie, które można przygotować w niespełna 40 minut. Można podać z makaronem o dowolnym kształcie, najsmaczniejsze jednak, moim zdaniem, z jakimś drobnym lub cienkim, jak np. spaghetti.



Składniki:
  • 300 g makaronu spaghetti lub innego drobnego lub ciekiego
  • 3 łyżki oliwy z oliwek do smażenia + do skropienia makaronu
  • 3 ząbki czosnku
  • 1 marchewka
  • 1 pietruszka
  • 1 kawałek selera
  • 1 czerwona cebula
  • 1/2 małej cukinii
  • 1 papryka dowolnego koloru
  • 1/2 małego bakłażana pokrojonego na plastry o grubości 1cm 
  • 1 płaska łyżeczka brązowego cukru
  • sól, pieprz do smaku
  • 1 łyżeczka ziół prowansalskich
  • kilka igieł rozmarynu, roztartych nożem
  • 500 ml przecieru pomidorowego lub 400 g pomidorów (pokrojonych) z puszki wraz sokiem
  • 1 łyżeczka suszonej bazylii
  • 4 łyżki siekanej natki pietruszki
  • 150 g sera mozzarella
  • starty parmezan (do posypania)

1. Makaron gotujemy al dente, odcedzamy skrapiamy oliwą, trzymamy w cieple. Warzywa korzeniowe ścieramy na tarce jarzynowej, paprykę w małe paski lub kostkę, cukinie w ćwierćplasterki. Czosnek i cebulę siekamy. Mozzarellę kroimy w grubą kostkę.
2.  Rozgrzewamy mocno patelnię o grubym dnie. Plastry bakłażana smarujemy oliwą (ok. 1 łyżka) za pomocą pędzelka i kroimy w słupki ok. 3x1cm. Wrzucamy bakłażana i prażymy do zbrązowienia, cały czes mieszając. Wyciągamy na ręcznik papierowy i odstawiamy. 
3. Wlewamy na patelnię 2 łyżki oliwy, wrzucamy czosnek i cebulę, podsmażamy aż się zeszkli, dorzucamy warzywa (oprócz cukinii i bakłażana), zwiększamy gaz i prażymy 3 minuty cały czas mieszając. Dodajemy cukier, zioła prowansalskie, lekko posypujemy solą i prażymy kolejne 3 minuty. 
4. Wlewamy przecier pomidorowy, pokrojoną cukinię i  bazylię, zagotowujemy, zmniejszamy ogień i gotujemy na małym ogniu 5 minut Wyłączamy ogień, w razie potrzeby jeszcze doprawiamy solą i pieprzem, wrzucamy połowę podsmażonego bakłażana i zostawiamy na ciepłym palniku ok. 2-3 minuty.
5. Na talerze nakładamy makaron, posypujemy kostkami mozzarelli, polewamy sosem warzywno-pomidorowym, posypujemy prażonym bakłażanem, natką pietruszki i startym parmezanem. Smacznego! ;)



wtorek, 17 stycznia 2012

Buchty


Wikipedia: "Buchty – słodki wyrób piekarniczy: bułeczki wypiekane z ciasta drożdżowego, najczęściej z nadzieniem (marmoladą lub z dżemem). Bywają również wypiekane bez nadzienia, wówczas podaje się je z dżemem, miodem lub masłem do smarowania. Buchty nie lukruje się, nieraz natomiast posypywane są przed podaniem cukrem pudrem.
Buchty wypiekane są w piecu, piekarniku lub prodiżu, jako leżące obok siebie kulki z ciasta drożdżowego, które, rosnąc w procesie pieczenia, łączą się, tworząc spójną, aczkolwiek podzieloną na buchty masę. Gotowe ciasto łatwo rozrywa się dłońmi na buchty.
Przepisy na buchty są różnorodne, łączy je obecność wśród składników mąki, drożdży, mleka, masła oraz jaj." Tyle słownik. A jak smakuje nie napisali, no! Ale ja myślę, że wystarczy spojrzeć na zdjęcia - po prostu widać, jakie pyszne! :)
       I tak wczoraj my (Kasia, Asiek, Ola, Paulina), pod przewodnictwem pomysłodawczyni wspólnego pieczenia - Eli, piekłyśmy swoje buchty: moje wyszły tak wspaniałe, że dziś znów je piekłam! Koniecznie upieczcie swoje buchty. ;) Wykorzystałam w części przepis na buchty od Asi, dodając do swojego kremowy twarożek śmietankowy; z tym dodatkiem ciasto drożdżowe pozostaje wilgotne i mięciutkie jeszcze przez 2 dni.


Składniki:
  • 400 g mąki typ 550 (luksusowa) lub krupczatki + do podsypywania
  • 1 jajko
  • 1 żółtko
  • 30 g świeżych drożdży
  • 150 ml ciepłego mleka
  • duża szczypta soli
  • 2 duże łyżki serka śmietankowego, homogenizowanego lub mascarpone
  • 40 g cukru
  • 40 g masła + 2 duże łyżki do obtaczania bucht + do wysmarowania blaszki
  • marmolada lub konfitura do nadziewania
  • cukier puder do posypania

KRUSZONKA:
  • 50 g cukru brązowego
  • 50 g mąki
  • 50 g miękkiego masła


1. Zaczyn: wszystkie składniki powinny mieć temperaturę pokojową. Mleko lekko podgrzać, drożdże rozkruszyć do dużej miski, posypać łyżką cukru, zalać mlekiem, mieszać do rozpuszczenia drożdży i cukru. Dosypać tyle mąki, aby ciasto uzsykało konsystencję śmietany i przykryć ściereczką miskę - odstawić w ciepłe miejsce na 40 min. do wyrośnięcia.
2. Do zaczynu przesiać ostrożnie mąkę, dodać jajko i żółtko, serek, cukier i sól. Wyrobić ciasto, aż zacznie odstawać od ścianek naczynia i rąk, następnie dodać rozpuszczone, letnie masło i zagniatać aż stanie się gładkie i lśniące. Czystą miskę posmarować olejem, włożyć ciasto, posmarować je na wierzchu olejem, przykryć ściereczką i ponownie odstawić do wyrośnięcia na ok. 30-60 minut. Ciasto powinno podwoić objętość.


 3. Tortownicę wysmarować masłem, 2 łyżki masła rozpuścić, a z wyrośniętego ciasta uformować wałek, podzielić go na 13-15 części, z każdej formować kulkę, każdą smarować rozpuszczonym masłem i układać w tortownicy lub niewielkiej blaszce w niewielkich odstępach od siebie (jeszcze urosną!). 
              Można też rozwałkować ciasto na grubość 1 cm i wykrawać kółka filiżanką, nadziewać każdą 1 łyżeczką marmolady lub konfitury i zlepiać, ściskając dobrze miejsce łączenia. Kłaść nadziane kulki łączeniem do dołu.
4. Wypełnioną blaszkę przykryć ściereczką i odstawić do wyrośnięcia na 30-40 minut. Nagrzać piekarnik do 180°C. Połączyć składniki kruszonki, lekko je rościerając w palcach.
5. Wyrośnięte buchty posmarować za pomocą pędzelka mieszaniną oleju i mleka, posypać kruszonką i wstawić do nagrzanego piekarnika. Piec ok. 20-25 minut. Wyciągnąć, trzymać jeszcze 3 minuty w blaszce, następnie ostrożnie wyjąć na kratkę i wystudzić. Buchty z nadzieniem wystarczy posypać po upieczeniu cukrem pudrem, baz nadzienia można przed pieczeniem posypać kruszonką. 
Najlepsze z mlekiem lub kakao! :) 

sobota, 14 stycznia 2012

Zupa klopsikowa czyli "Kwaśny Klops"


                     Dziś pierwszy raz w życiu jadłam zupę klopsikową! Zrobiłam ją z przepisu Kasi z bloga "Kate´s Pie Hole", który to urzekł mnie od pierwszego wejrzenia. I blog, i przepis.
Zupy uwielbiam, przeróżne już jadłam i robiłam, ale tej nigdy wcześniej nie widziałam. I chociaż jest taka swojska, prawdziwie polska, ja dotąd się z nią nie spotkałam, być może dlatego, że pochodzi z przeciwległego regionu Polski, czyli z Pomorza. Poszperałam trochę wśród różnych przepisów i właściwie nie znalazłam większych urozmaiceń. Są osoby wierne tradycji podawania do klopsikowej ziemniaków ugotowanych osobno, jest rzesza kucharzy gotujących ziemniaki w zupie, jedni dodają koperek, drudzy pietruszkę, inni tylko majeranek. Jak jest prawidłowo? Ja nie wiem, bo jestem z Dolnego Śląska, ale zupa klopsikowa bardzo mi smakowała z ugotowanymi w niej ziemniakami i posypana zieloną pietruszką! :)
                  Tak czy inaczej zamierzam nadrabiać zaległości i wpisuję sobie klopsikową do mojego kanonu najsmaczniejszych zup. Bo smakuje idealnie - lekko kwaskowata, z mięsnymi kulkami, ziemniakami, smakowitym, zabielonym śmietanką wywarem. Pełna warzyw i mięsa zaspokaja głód na długie godziny. Doskonale nadaje się na jednodaniowy obiad. 
I nie mówcie mi, że zupa to nie obiad, dopóki nie zrobicie sobie "Kwaśnego Klopsa"! :)


 Składniki: (przepis od Kasi z moimi modyfikacjami):
KLOPSIKI
  • 250 g mięsa mielonego mieszanego
  • 1 jajko
  • 3 łyżki bułki tartej
  • 1 płaska łyżeczka pieprzu ziołowego
  • 1 płaska łyżeczka cząbru
  • 1/2 łyżeczki płatków chili
  • 1/2 płaskiej łyżeczki zmielonego pieprzu czarnego
  • 1 płaska łyżeczka soli 
  • 3 łyżki śmietanki 30%
ZUPA
  • 2 liście laurowe
  • 5 ziarenek ziela angielskiego
  • 7 ziarenek pieprzu czarnego
  • 2 marchewki (starte na tarce jarzynowej)
  • 1 pietruszka (starta na tarce jarzynowej)
  • spory kawałek selera (również utarty)
  • klika gałązek natki pietruszki
  • kawałek pora, ok. 5 cm (dałam posiekaną cebulę)
  • 3 nieduże ziemniaki
  • 2 łyżki mąki
  • 2-3 łyżki octu winnego (lub 1-2 zwykłego)
  • 100 ml śmietanki 30%
  • siekany koperek lub zielona pietruszka do posypania



Całą technologię zobaczycie u Kasi, w dodatku sfotografowaną krok po kroku, więc ja nie będę się produkować, bo lepiej na pewno tego nie zrobię. :) Wpisałam tylko skład, jaki zastosowałam w swojej zupie. Moje klopsiki były całkiem malutkie, nieco większe od orzecha laskowego, bo faktycznie im mniejsze, tym lepsze! Muszę powiedzieć, że nie przepadam za gotowanym mięsem mielonym, ale w tej zupie bardzo mi smakowało. Mięciutkie, doprawione i kruche klopsiki świetnie wkomponowały się w kwaskowo-kremowy, jarzynowy wywar. Zróbcie sobie swoją klopsikową; wraz z Kasią, gorąco Wam polecamy tę mało znaną, wspaniałą polską zupę! :)

piątek, 13 stycznia 2012

Magdalenki


                            Jadłam dwa razy w życiu magdalenki. Kiedy miałam 13 lat dostałam od kogoś jedną, rok później kupiłam sobie paczkę magdalenek w sklepie. To prawda, że nie zapomina się smaku magdalenek. To prawda, że są wciągające i uzależniające, niezależnie czy zrobi Wam je ciotka Leonia, czy sami sobie zrobicie.  To prawda, co pisał Proust i już się nie złoszczę, że wysmarował dwa grube tomiszcza o poszukiwaniu straconego... smaku. Ja swój odnalazłam i teraz będę go tak często powtarzać, jak tylko najdzie mnie ochota. Bo mimo tego, że są tak niezwykłe, tak magicznie doskonałe, to robi się je błyskawicznie. Wystarczy, jak powiem, że zrobiłam sobie kubek kawy, nabrałam ochoty na magdalenki, zrobiłam i pochłonęłam od razu 4 zanim wystygła mi kawa? :)

Przepis z magazynu "Palce Lizać" nr 2, wydanie specjalne "Jesień 2011"


Składniki (na 30 sztuk w formie na magdalenki, ale piekłam w foremkach babeczkowych, jednak nie polecam,  weźcie formę do muffinów, jeśli nie macie specjalnej na magdalenki): 
  • 2 duże jajka lub 3 małe (schłodzone)
  • szczypta soli
  • 80g masła
  • 80g miałkiego cukru
  • 80 g mąki
  • ziarenka wanilii z 1 laski lub ekstrakt waniliowy
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia (zbyteczne, w oryginalnym przepisie nie było, ja dałam, bo się bałam, że nie wyrosną)
  • masło do wysmarowania formy lub papilotki 


    1. Piekarnik nastawcie na 190°C, masło roztopcie w rondelku, odstawcie, żeby ostygło.
    2. Oddzielcie żółtka od białek, białka ubijcie na sztywną pianę, pod koniec ubijania dodając powoli cukier. Dodajcie powoli roztrzepane żółtka, po jednym, dokładnie miksując. Następnie partiami mąkę z proszkiem. na koniec ziarenka wanilii lub ekstrakt. Zmiksujcie krótko.


    3. Wlejcie masło i wymieszajcie bardzo dokładnie drewnianą łyżką. Napełnijcie foremki ciastem do 2/3 wysokości (jeżeli użyjecie formy muffinkowej, wyłóżcie ją papilotkami). Ciasto włóżcie do nagrzanego piekarnika, pieczcie 8-10 minut bez termoobiegu.
    4. Wyjmijcie gotowe magdalenki, powinny być puchate, wyrośnięte i złote. Zostawcie na 5 minut, wyjmijcie z formy, jeszcze chwilka i możecie jeść! ;) Do kawy i herbaty nie ma nic lepszego. No chyba że z wisienką amareno!


    czwartek, 12 stycznia 2012

    Jarzynowy bulion tajski


                    Zmodyfikowałam przepis Kena Homa na "Tajski bulion drobiowy z północy" z książki tegoż pt. "Łatwa Kuchnia tajska" i zrobiłam bulion z samych jarzyn. Ale jest tak świetnie doprawiony, tak pełen smaku, że nawet osoba bardzo mięsożerna będzie zachwycona. Smak jest delikatny i lekki, a przy tym wyrazisty i  różnorodny, świetnie łączy harmonijne akordy przypraw i aromatu jarzyn, świeżość ziół... Wszystko to znajdziecie w cudownym smaku tego bulionu. Gorąco polecam!


    Składniki (na 3 duże porcje):
    • 700 ml wody (używam przefiltrowanej)
    • 4 suszone listki limonki kafir
    • 1 marchewka
    • 1 szalotka posiekana
    • 1 pietruszka
    • kawałek selera
    • 3 ząbki czosnku posiekane
    • 4-cm kawałek imbiru, pokrojony w plastry
    • 2 łodygi trawy cytrynowej
    • 200 g mleczka kokosowego
    • 1 łyżka oleju roślinnego
    • 1 świeża czerwona papryczka chili
    • 2 łyżki sosu rybnego
    • 2 łyżki sosu sojowego jasnego
    • 1/4 łyżeczki kurkumy
    • 1 łyżka cukru
    • 1/2 limonki na sok
    • 2 łyżeczki curry (madras lub innego żółtego)
    • 1 łyżka żółtej pasty curry
    • sól i czarny pieprz do smaku
    • garść kiełków sojowych lub fasoli mung, krążki zielonej cebulki i świeża kolendra do dekoracji
    • 300 g makaronu jajecznego


    1. Makaron ugotować w osolonej wodzie, dobrze odcedzić skropić olejem, wymieszać i trzymać w cieple.
    Do garnka nalać wody, wrzucić pokrojoną na 4-cm kawałki i zmiażdżoną trzonkiem dużego noża trawę cytrynową, liście limonki, plastry imbiru i doprowadzić do wrzenia. 
    2. Pietruszkę, marchew i seler zetrzeć na tarce jarzynowej. Chili przekroić w poprzek na pół; grubszą część pokroić na cieniutkie krążki, cieńszą posiekać drobno. Na patelni mocno rozgrzać olej, podsmażyć szalotkę i czosnek na złoto, dodać warzywa, podsmażać razem 3-4 minuty cały czas mieszając. 
    3. Wlać mleczko kokosowe, dodać curry i żółtą pastę curry, gotować 3 minuty i przelać zawartość patelni do garnka z wodą i przyprawami, dodać posiekane chili, kurkumę, cukier, sos sojowy i sos rybny. Gotować na małym ogniu 5 minut.  Doprawić do smaku solą i pieprzem, ewentualnie dodatkowo sosem sojowym. Kiełki przelać wrzątkiem na sitku, wyłożyć na talerzyk.
    4. Do miseczek włożyć makaron, zalać gorącym bulionem, udekorować krążkami chili, zielonej cebulki, kiełkami  i kolendrą.

    środa, 11 stycznia 2012

    Barszcz czerwony tradycyjny


                           Uwielbiam gotować klasyczne dania kuchni polskiej, takie z wielowiekową tradycją, jak np. bigos, karp w śmietanie, żur czy właśnie czerwony barszcz. Właściwie to nie jestem pewna, czy rzeczywiście robi się te wszystkie potrawy od stuleci, ale lubię tak myśleć. ;) Barszcz robię bardzo często, najczęściej właśnie tradycyjny, na wywarze z żeberek, wędzonego boczku czy kawałku kurczaka. Przepadam też za barszczem ukraińskim, czyli takim z fasolą i kapustą kiszoną lub słodką; wszystko zależy od tego, na co akurat mam ochotę i lodówkowych zasobów.
                          A dziś będzie wersja jarska, czyli nie do końca staropolska, bo bez mięsiwa i na bulionie warzywnym. Receptura choć lżejsza, to i tak równie smaczna. I nietrudna. Polecam!



    Składniki (na 4-5 porcji):
    • 4 buraki upieczone lub ugotowane w całości 
    • 2 łyżki soku z cytryny
    • 1,5 l bulionu warzywnego
    • 4-5 kulek ziela angielskiego
    • 7 kulek czarnego pieprzu
    • 2 listki laurowe
    • 2 łyżki oliwy z oliwek do smażenia
    • 2 ziemniaki
    • kawałek białej lub żółtej części pora
    • 1 marchewka
    • 1 pietruszka
    • kawałek selera
    • 1 cebula
    • 1 łyżka masła
    • 1 łyżka cukru
    • 1/2 szklanki zakwasu buraczanego (miałam swój)
    • 1 łyżka octu białego winnego
    • duża szczypta tymianku
    • 1 płaska łyżka majeranku
    • 2 ząbki czosnku
    • pieprz czarny i sól do smaku
    • kwaśna śmietana i zielona pietruszka jako dodatki (opcjonalnie)


    1. Buraki ścieramy na tarce, skrapiamy sokiem z cytryny, odstawiamy. Cebulę i pora siekamy, resztę warzyw kroimy w kostkę (marchew i ziemniaki można w grubszą). W garnku o grubym dnie rozgrzewamy oliwę, podsmażamy cebulę i por na złoto, dokładamy resztę warzyw i całe przyprawy, mieszając podsmażamy.
    2. Kiedy się zezłocą, wlewamy bulion i doprowadzamy do wrzenia. Gotujemy do całkowitej miękkości warzyw. Dodajemy starte buraki, wszystkie zioła, zagotowujemy, doprawiamy solą i  cukrem. Gotujemy 3 minuty. 



    3. Po tym czasie dodajemy zakwas buraczany i ocet, przeciskamy czosnek przez praskę bezpośrednio do zupy (jeśli ktoś nie przepada za silnym zapachem czosnku, może rozkroić czosnek na połówki i wrzucić, zupa nabierze delikatnego aromatu) i ponownie gotujemy 2 minuty. Doprawiamy jeszcze raz do smaku, przykrywamy garnek i zestawiamy z ognia. Po 5 minutach nalewamy zupy do talerzy, dekorujemy kwaśną śmietaną i zieloną pietruszką. Smacznego!

    wtorek, 10 stycznia 2012

    Zupa szczawiowa wykwintna


                           Nie mogłam uwierzyć, kiedy kilka dni temu ujrzałam piękny, jędrny i świeżutki szczaw w moim tureckim warzywniaku. W głowie natychmiast pojawiła się wizja zupy szczawiowej z jajeczkiem i przysłoniła mi wszystkie inne fantastyczne, mniej i bardziej egzotyczne warzywa i owoce (a muszę przyznać, że sklep jest pod tym względem wspaniały) tudzież obracając w gruzy moje, tak pieczołowicie opracowane, kulinarne  plany na najbliższe dwa dni. Chwyciłam największy pęczek szczawiu i nie bacząc na zarazki, bakterie i brud (tak, tak, wiem...) ukradkiem pożarłam kilka liści. I chociaż z pewnością czuło się w smaku brak słońca, i tak był prawie idealny; rześki, kwaśny, zielony.
                          Nic nie zastąpi mi smaku szczawiu i nic nie jest w stanie przywołać takich wspomnień... Wiosna, zapach młodziutkiej trawy, wilgotnej ziemi, droga ze szkoły, gruby pęk młodych  listków szczawiu zerwanych z łąki przy drodze, nieumytych, lecz wytartych o spodnie, ledwo ściśnięte w małej garści i gryzione jak kawałek kiełbasy. 
    Może dlatego tak bardzo lubię szczawiową zupę. :)


    Składniki:
    • 1,5 l bulionu warzywnego
    • 1 szklanka ugotowanego na sypko ryżu typu parboiled
    • 1 marchewka
    • 1/2 korzenia pietruszki
    • mały kawałek selera
    • dowolny kawałek pora
    • 1 duży pęczek szczawiu
    • 2 łyżki masła
    • 100 g kwaśnej śmietany 18%, bardzo dobrej jakości
    • 1 płaska łyżeczka suszonego lubczyku
    • szczypta kurkumy
    • 1 łyżeczka cukru
    • sól, pieprz do smaku
    • siekany koperek do dekoracji
    • kilka jajeczek przepiórczych 
     

      1. Bulion doprowadzamy do wrzenia. Warzywa kroimy w drobną kostkę, pietruszkę selera i marchew gotujemy do miękkości w bulionie. Jajeczka przepiórcze gotujemy na twardo (ok. 5 minut). Obieramy ze skorupek, przekrawamy na połówki.
      2. Szczaw siekamy. Na patelni rozgrzewamy masło, wrzucamy pora, smażymy aż się zeszkli, dodajemy szczaw, dusimy 3 minuty na średnim ogniu.
      3. Do bulionu dodajemy szczaw i pora, zagotowujemy, przyprawiamy solą, pieprzem, lubczykiem i kurkumą.Gotujemy jeszcze 3 minuty. zestawiamy z ognia i łączymy ze śmietaną (najpierw kilka łyżek zupy mieszamy w kubku ze śmietaną i dopiero tak zahartowaną wlewamy do zupy, inaczej śmietana może się zwarzyć w gorącej zupie!).
      4. Do talerzy nakładamy porcje ryżu, nalewamy zupę, dekorujemy siekanym koperkiem i połówkami przepiórczych jajeczek. Smacznego!

      Cevapčići - chorwackie kotleciki grillowane


                         Te kotleciki to też jedno z naszych tradycyjnych, rodzinnych dań. Robiło się je z różnego mięsa. I wieprzowego, wołowego, baraniny i mieszanych mięs mielonych. Mama robiła podobne nawet z drobiowego mielonego lub w delikatnym, jasnym sosie; po prostu wariacje na temat. ;) Zawsze smakowały, wspaniałe również na zimno z kawałkiem chleba i maczane w musztardzie. Chociaż w przepisie zobaczycie bardzo wiele różnych przypraw, również pikantnych, nie bójcie się ich użyć w podanych ilościach; mięso przejdzie zapachami i aromatami i wspaniale połączy się w harmonijną, niezwykle smaczną całość. 
                    Oryginalnie chorwackie ćevapčići zrobione są z mieszanki wołowiny i jagnięciny, ewentualnie cielęciny (ale z każdego rodzaju mięsa są pyszne!), podaje się z jasnym chlebem, przypominającym naszą bułkę wrocławską (ja uwielbiam je z tureckim chlebem), do tego obowiązkowo ajvar i sos typu tzatziki, często sałatkę z pomidorów i cebuli. Przynajmniej tak jadłam je wiele razy w Chorwacji i tak podawało się je w moim domu. Koniecznie spróbujcie! ;)
                    A ćevapčići grillowałyśmy wczoraj wspólnie z Olą i Pyzą! Dzięki, dziewczyny za kolejną odsłonę gotowania z Prezydentową! ;)


      Składniki:
      • 350 g dobrego mięsa mielonego wołowego
      • 150 g mięsa jagnięcego (lub tylko wołowego - 500g wtedy)
      • UWAGA - proszę nie robić z gotowego mielonego ze sklepu, tylko zmielić np- łopatkę lub karkówkę, to ważne!!!
      • 3 łyżki ajvaru pikantnego (miałam oryginalny, domowy, prosto z serbskiej wioski!)
      • 1 duża łyżka ostrej musztardy
      • 1 duża cebula biała
      • 1 duża cebula czerwona
      • 4-5 ząbków czosnku
      • 1-2 łyżki vegety (ważne!)
      • 1 płaska łyżka pieprzu ziołowego
      • 1 płaska łyżka papryki mielonej ostrej lub słodkiej
      • 1 łyżka majeranku
      • 1 mała suszona papryczka chili (opcjonalnie - ja daję bo lubimy dość pikantne)
      • dużo czarnego pieprzu do smaku
      • sól do smaku
      • tymianek, cząber i zioła prowansalskie - opcjonalnie i wg uznania ( ja daję tymianek i cząber, a jak nie mam to prowansalskie)
      • 50-100 ml wody mineralnej gazowanej
      • sklarowane masło do smażenia lub olej o wysokiej temperaturze dymienia



        1. Cebule BARDZO drobno siekamy, czosnek przeciskamy przez praskę. W dużej misce łączymy wszystko z drobno zmielonym mięsem -  mieszając ręką i dodając po trochę wody i porządnie wyrabiamy, jak ciasto. 
        2. Doprawiamy do smaku. UWAGA - mięso należy bardzo dobrze doprawić, nie rezygnujcie z podanych przez mnie przypraw i nie bójcie się, że będzie za ostre; ja doprawiam 2 x bardziej na ostro niż podaję, a i tak kotleciki wychodzą tylko dość pikantne, a nie ostre. Jeśli jakąś przyprawę lub dodatek lubicie szczególnie, dajcie trochę więcej, np. majeranku, musztardy czy czosnku.
        3. Mięso w misce szczelnie przykrywamy folią spożywczą i zostawiamy w lodówce na kilka godzin a najlepiej na całą noc.
        4. Z mięsa formujemy podłużne, wąskie kotleciki (grubości cygara lub kciuka, długości ok. 10 cm) Włączamy piekarnik ma 120°C i wkładamy do niego żaroodporne naczynie lub jego pokrywę (będziemy tam wkładać kotlety, żeby nie przestygły).
        5.  Rozgrzewamy bardzo mocno patelnię grillową, kładziemy partiami ćevapčići, obsmażamy z 3 - 4 stron, po 3-4minuty, aż na kotlecikach zrobią ciemne paski od grilla. Zdejmujemy z patelni na papierowy ręcznik, następnie wkładamy do piekarnika, żeby nie wystygły, zanim skończymy smażenie. Jeśli nie macie patelni grillowej, obsmażcie krótko na mocnym ogniu kotleciki na zwykłej, grubej patelni i wstawcie na górny ruszt do piekarnika ustawionego na grill lub nagrzanego do 250°C na ok. 8-10 minut.
        Ćevapčići są równie pyszne następnego dnia oraz na zimno.




        poniedziałek, 9 stycznia 2012

        Muffinki czekoladowe z kremem miętowym


                    Do moich nielicznych ulubionych słodyczy należą czekoladki z nadzieniem miętowym. Smakuje mi połączenie czekolady z miętą i w takim wydaniu czekolada jest dla mnie idealna, ponieważ ja generalnie za czekoladą nie przepadam. Nie do wiary, co? :)
        Niedawno kupiłam nową księżeczkę kucharską ("Muffins" - seria Essen&Genießen wydawnictwa Happy Books, znów za 1 €!), tym razem z przepisami na muffinki i tam znalazłam właśnie te, czekoladowo-miętowe. W oryginalnym przepisie krem miętowy zrobiony był ze śmietanki, ja zastąpiłam ją serkiem mascarpone i dodałam od siebie sok z limonki. 
        Czekoladowe ciasto muffinek stanowi świetne tło dla łagodnie miętowego, aksamitnego kremu.
        Mimo, że krem nie jest tak miętowy, jak nadzienie czekoladek czy miętowe cukierki, jednak gorąco polecam ten przepis wszystkim fanom czekoladek After Eight!



        Składniki na 12 sztuk:
        275 g mąki
        2,5  łyżeczki proszku do pieczenia
        3 łyżki kakao
        1/2 tabliczki czekolady gorzkiej lub mlecznej, startej na drobnej tarce
        1 jajko
        100 g cukru
        80 ml oleju 
        300 ml maślanki lub kefiru

        Krem miętowy:
        220 g serka mascarpone
        1 duży pączek świeżej mięty (nie nadaje się mięta mrożona!)
        1/2 limonki na sok
        3 łyżki cukru pudru
        2-3 łyżki mleka (ewentualnie, gdyby krem był za gęsty)


        1. Przygotowujemy krem: umytą i osuszoną (można w wirówce do sałaty) miętę drobno siekamy i miksujemy krótko (nie trzeba na papkę!), mieszamy z serkiem mascarpone i cukrem, dodajemy sok z limonki; jeśli krem jest zbyt zwarty, rozrzedzamy odrobiną mleka. Wstawiamy szczelnie przykryty do lodówki.
        2. Piekarnik nastawiamy na 180°C. Formę muffinkową smarujemy masłem lub wykładamy papilotkami.
        Składniki suche mieszamy w jednej misce, w drugiej miksujemy składniki mokre. Do mokrych składników wsypujemy suche i miksujemy krótko, żeby się połączyły. Wykładamy ciasto do papilotków, pieczemy 30 minut. 
        3. Wyciągamy blaszkę z upieczonymi muffinkami i zostawiamy je w gorącej blasze jeszcze 5 minut, następnie wyciągamy na kratkę. Kiedy całkowicie wystygną, odcinamy górną część na mniej więcej 2/3 wysokości. 
        4. Do rękawa cukierniczego zakładamy końcówkę z większym otworkiem w kształcie gwiazdki, napełniamy rękaw kremem i nakładamy krem na większe części muffinków (ja wyciskałam po 4-5 większych rozetek) i przykrywamy odciętym wierzchem. Nie dociskamy! Na wierzchu robimy dekoracje z małych rozetek (przedtem można muffinki posypać cukrem pudrem, ale ja zapomniałam...). Wkładamy na 2 h do lodówki, żeby krem stężał.
        Wyjmujemy z lodówki i zajadamy. ;)