Strony

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Ciasto marchewkowe


                      Dziś mam dla Wa pyszne ciasto marchewkowe. Ja z reguły unikam słowa "pyszne", tym bardziej w odniesieniu do własnych i własnoręcznie wykonanych potraw (no wiem... czasem to silniejsze ode mnie!).  Jednak teraz nie zawaham się użyć tego wyrazu, ponieważ: primo - jest to moje pierwsze w życiu ciasto marchewkowe, pierwsze, które jadłam i pierwsze, które zrobiłam, secundo - zrobiłam je ja, właśnie ja, która to ja zarzekała się, że ciasta marchewkowego nigdy nie zrobi, bo co to ma znaczyć, marchewka w słodkim cieście...? Błeeee... 


                    No i zarzekała się żaba błota, jak to się mówi, czy też inaczej - Prezydentowa marchewkowego. I po co, na co? Ciasto marchewkowe okazało się godne nie tylko Prezydentowej i Prezydenta, ale samej królowej angielskiej, z księciem Williamem, księżną Katarzyną i resztą dworu! Dalej zachwalać nie będę, bo przestanę być wiarygodna, a przecież bardzo, bardzo bym chciała, żebyście sobie moje ciasto zrobili, gdyż jest po prostu genialne i doskonałe w swej pysznej marchewkowości, korzenności i orzeźwiającej cytrusowości.
                   Zarzekałam się też cukiniowego, na razie przestałam... :)
A przepis pochodzi z fantastycznej książki, tej samej co docenione już przez Was stromboli.


Składniki na blaszkę 26x24cm:
  • 175 ml oleju słonecznikowego
  • 175 cukru trzcinowego (dałam 50 g mniej)
  • 3 rozbełtane jajka
  • 175 g marchwi startej na drobnej tarce
  • 80 g rodzynek
  • 50 g grubo zmielonych orzechów włoskich
  • skórka starta z jednej cytryny (dałam pomarańczową)
  • 175 g mąki typu 405
  • 2,5 łyżeczki sody (dałam 1 i 1/2 płaskiej łyżeczki proszku i 1/2 łyżeczki sody
  • 1 płaska łyżeczka cynamonu
  • 1/2 łyżeczki startej gałki muszkatołowej

             
Krem:
  • 20 g masła
  • 180g serka twarożku śmietankowego lub serka kremowego
  • 80 g cukru pudru 
  • 4 łyżki soku z pomarańczy
  • długie, cienkie paski skórki pomarańczowej - do dekoracji 
 


1. Piekarnik rozgrzać do 180°C.  Formę (24x24) natłuścić i wyłożyć papierem do pieczenia. 
2. Miękkie masło lub olej, cukier i jajka zmiksować na gładką masę, dodać marchew, rodzynki i skórkę cytrynową lub pomarańczową. 
3. Dodać mąkę, proszek do pieczenia lub sodę, cynamon i gałkę - delikatnie połączyć z masą. Masę wyłożyć do formy, wygładzić powierzchnię i piec w nagrzanym piekarniku ok. 40-45 minut. 
4. Wyjąć, 5 minut studzić w blaszce, następnie wyjąć na kratkę i pozostawić do całkowitego ostygnięcia.
5. Połączyć składniki glazury i zmiksować na gładko, a następnie posmarować nią powierzchnię ciasta. Schłodzić ok. 1 h w lodówce, następnie pokroić w kwadraty ostrym nożem,na każdy położyć paseczki skórki pomarańczowej.



piątek, 27 kwietnia 2012

Cukinia grillowana z fetą


                      Nareszcie maj! Nareszcie prawdziwe ciepło i słońce! Drzewa nareszcie zielone, jeszcze tą świeżą, wiosenną zielenią, już nie nieśmiałymi pączkami, ale odważnymi młodymi listkami, które za chwilę zmienią się w szumiące listowie. Uwielbiam tę porę, ten prawdziwie wiosenny czas z letnimi temperaturami, dziś będzie tu 28° C! A jutro, gdy będę już znowu w Polsce, ma być 30! Nie do wiary, jeszcze kilka dni temu chodziłam wieczorami w grubym swetrze. ;)
Ech...! Mówię Wam, chce się żyć! I trudne sprawy, i zmartwienia stają się w tych cudnych chwilach mniejsze, a z pewnością mniej ważne, a nawet pojawia się mocna wiara, że rozwiążą się szybko i pozytywnie.
                     A skoro już prawie maj, a na pewno ciepło jak w maju, w dodatku za moment majówka, czyli dłuższy weekend -  oto moja propozycja dla Was na posiłek pod majowym niebem. Koniec z mięchem na grill, niech władzę obejmą warzywa! I ser... :)
Taką cukinię wypatrzyłam w książce kucharskiej o potrawach z grilla, której notabene nie kupiłam (kupiłam wtedy "Kuchnię Francuską"), ale zdążyłam przejrzeć. Przepis jest mój, pomysł "zmałpowany" ze zdjęcia z niekupionej książki. ;)


Składniki (na 2 osoby):
  • 2 nieduże,młode cukinie lub bakłażany
  • 1 ser feta (twardy, najlepiej grecki lub turecki - UWAGA: ser typu feta z Mlekovity, choć pyszny, nie nada się do tego dania, ponieważ jest zbyt miękki)
  • płatki chili
  • sól
  • pieprz 
  • oregano


1. Cukinię ostrożnie ponacinać ostrym nożem wzdłuż, na wylot, od ogonka do szczytu warzywa, pozostawiając na każdym końcu ok. 2 - 1,5 cm odstępu. Nacięcia powinny być w odległości ok. 5 mm od siebie.
2. W dużym garnku zagotować sporo wody, osolić, do wrzącej wrzucić cukinie (powinny być w całości przykryte wodą) i blanszować ok. 4 minut. Osączyć i pozostawić do przestygnięcia.
3. Krótszy bok sera pokroić na plastry o grubości 4-5 mm (długość ok. 5-6 cm - patrz zdjęcie), włożyć plastry sera pomiędzy "plastry" cukinii, uważając, aby nie rozdzielić ich od ogonka lub wierzchołka.
4. Nadziane warzywa położyć na folii aluminiowej lub papierze do pieczenia, posypać przyprawami (z solą ostrożnie, bo ser jest dość słony).
Zawinąć w folię i zabrać na grilla lub piec w piekarniku, rozgrzanym do 210°C, koniecznie  z funkcją grill (cukinia ze zdjęć jest właśnie z piekarnika). Podawać z pieczonymi ziemniaczkami lub białym pieczywem. A smak? Poezja po prostu!




środa, 25 kwietnia 2012

Brägele


                ...i znów mnie troszkę nie było, ale musicie mi wybaczyć. Tym razem jestem usprawiedliwiona, ponieważ moja córcia za chwilkę zdaje maturę i muszę spędzić z nią trochę czasu. 
                   Dziś jednak pokażę Wam pyszne pieczone ziemniaczki, które mieliśmy okazję jeść podczas pobytu w Badenii, a dokładniej u Gosi i Bartka w Todtnauberg, uroczej maleńkiej miejscowości położonej ok. 1400 m n.p.m. na skraju Szwarzwaldu. Zobaczcie, jak tam jest cudnie:

                               
                                 Zdjęcia z Wikipedii, todtnauer-ferienland.de oraz skilifte-todtnauberg.de

                 Gosia i Bartek zabrali nas do tzw. Strauße, gdzie jedliśmy regionalne smażone ziemniaczki, czyli właśnie Brägele. Przepis znajdziecie poniżej, ja natomiast chcę Wam krótko wyjaśnić, co to są Strauße. Jak całej Bawarii  bardzo liczne są Biergarteny (klimatyczne, tradycyjne ogródki piwne, z regionalnymi potrawami i miejscowym piwem, do których możemy przynieść własne jedzenie i zjeść na zewnątrz), tak dla Badenii charakterystyczne są właśnie Strauße. To niewielkie gospody przy lokalnych winnicach, w których serwuje się tylko i wyłącznie naturalne, lokalnie wyprodukowane produkty, począwszy od chleba i wina, na wyrobach mięsnych skończywszy. O ile sam gospodarz, właściciel takiego Strauße nie produkuje sam wieprzowiny, którą chciałby mieć w menu, zaopatruje się w nią u innego lokalnego hodowcy. 


                 W menu z potraw znajduje się tylko kilka typowych dla okolicy potraw: Brägele, Leberle (kawałeczki wątróbki w sosie), Flammkuchen (płaski placek z kwaśną śmietaną, boczkiem i cebulą), Schlachtplatte (płyta zimnych mięs ze świeżo zabitej świni - m.in. świeża kaszanka, wędzony boczek i salceson), Bratwurst (kiełbasa na gorąco), za to spory wybór rewelacyjnych, wytwarzanych przez właściciela win. Owe wina zmieniły mój ogólny, nieprzychylny pogląd na wina niemieckie, w szczególności białym badeńskim muszę zwrócić honor - genialny Grauer i Weißer Burgunder, Gewürztraminer czy Sylvaner zachwycają świeżością, kolorem i aromatem. 
Jedzenie w takich gospodach jest niezwykle smaczne, całkowicie nie do podrobienia. Dodatkowo na smak wpływa wspaniała atmosfera straussów, w których możemy dostać pled, rozłożyć się na trawie lub usiąść na drewnianych ławach i zajadać pyszne potrawy na dworze, popijając znakomitym winem w otoczeniu łagodnych, winnych wzgórz.            
                 A my dodatkowo mieliśmy fantastyczne towarzystwo Gosi i Bartka, którzy przybliżyli nam klimaty i tradycje Badenii. Gosiu, Bartku jeszcze raz ogromne ne dzięki za wszystkie atrakcje i serdeczną gościnę, było naprawdę wspaniale! Mamy wielką ochotę na powtórkę pobytu w Badenii.:)
Ja zaś zachęcam wszystkich, którzy będą mieli okazję być w okolicy do poszukania straussów, to naprawdę unikatowe, bardzo przyjazne miejsce; pamiętajmy tylko, że gospody otwarte są tylko w sezonie rolniczym, czyli od końca marca do połowy października lub początku listopada (w zależności od pogody).


Składniki (na 2 duże porcje)
  • 1 kg ziemniaków
  • 2 łyżki butarisu, klarowanego masła lub 3 łyżki oliwy z pestek winogron
  • pół pęczka szczypiorku
  • sól morska, świeżo mielony pieprz do smaku
  • zielona pietruszka do posypania
  • maślanka lub kefir do podania (według uznania)


1.Ziemniaki obrać, wypłukać, osuszyć. Pokroić w niezbyt cienkie talarki, a najlepiej zetrzeć na szatkownicy. Dużą patelnię o grubym dnie (najlepiej żeliwną) dobrze rozgrzać i na gorącej rozgrzać tłuszcz. 
2. Wrzucić ziemniaki i podsmażać na sporym ogniu, aby dokładnie się przypiekły - najwygodniej jest od czasu do czasu podrzucać patelnią, ponieważ mieszanie może połamać plasterki.
3. Kiedy większość plasterków nabierze złotego koloru, lekko je posolić, popieprzyć, zmniejszyć ogień i przykryć patelnię. Dusić ok. 15 - 20 minut (można w tym czasie przemieszać 2 razy).
4. Jeszcze raz doprawić do smaku solą i pieprzem, posypać posiekanym szczypiorkiem, dusić jeszcze 2 minuty; powinny być ładnie podpieczone i bardzo miękkie.
              Podawać gorące, posypane natką pietruszki. Oryginalnie podawane są same lub jako dodatek do mięs, ja zrobiłam je na obiad i podałam do nich schłodzoną maślankę. Koniecznie wypróbujcie! :)



sobota, 14 kwietnia 2012

Biała kiełbasa marynowana w ciemnym piwie


            Taką kiełbaskę zrobiłam na obiad w II dzień Świąt Wielkanocnych.  Zainspirowała mnie Ewa swoim przepisem na kiełbaskę marynowaną w czerwonym winie (przepis tutaj). Spodobał mi się pomysł całonocnego marynowania białej kiełbaski, a że do kiełbasy generalnie preferuję piwo, w nim właśnie postanowiłam zamarynować. Marynowanie przedłużyłam do 24 godzin i upiekłam z cebulą i ziołami. Efekt zaskakująco smaczny, posmak piwa w zapieczonej kiełbasie mocno wyczuwalny, wszystko razem smakowało jak dla mnie... bardzo po polsku!
Najlepiej wziąć ciemne piwo typu "koźlak", o głębokiej barwie, w smaku mocno palone, intensywne, z dużą zawartością ekstraktu (ja użyłam ciemnego piwa Andechs, z polskich odpowiedników polecam Żywiec Porter, Okocim Palone, Okocim Porter).
Marynowana przez 24 h w ciemnym piwie, następnie pieczona w miodzie, piwie, cebuli i aromatycznych przyprawach biała kiełbasa smakowała naprawdę świetnie. Dla wszystkich amatorów mięs i kiełbas danie idealne. :)           
Ewo droga, dziękuję za inspirację, kolejny raz uściski dla genialnej Mamy! :)

 
Składniki (dla 2-3 osób):
  • 6 kiełbasek białych
  • 1 butelka piwa ciemnego
  • 1-2 duże łyżki łagodnego miodu (jeśli ktoś lubi, może użyć intensywnego miodu, jak np. spadziowy czy gryczany, trzeba pamiętać jednak, że będzie później dość mocno wyczuwalny)
  • 4-5 łyżek oleju rzepakowego, słonecznikowego lub kukurydzianego
  • 2 cebule pokrojone na niezbyt cienkie krążki
  • 1 łyżeczka ziaren pieprzu czarnego
  • 1 łyżeczka ziaren ziela angielskiego
  • 2-3 listki laurowe
  • 1-2 gałązki rozmarynu
  • 1 płaska łyżeczka pieprzu ziołowego - opcjonalnie
  • pieprz, sól do smaku


1. Kiełbasę ułożyć w naczyniu żaroodpornym, zalać piwem (powinna być w nim całkiem zanurzona), przykryć naczynie lub zawinąć w folię i włożyć do lodówki na 24 h.
2. Po tym czasie piekarnik nagrzać do 200°C, z kiełbasy odlać piwo (zachować!) i na wierzch kiełbasek położyć całą pokrojoną cebulę.
3. Przygotować marynatę: z pozostałego piwa odlać 3/4 szklanki, dodać miód, wszystkie zioła i przyprawy, nieco mielonego czarnego pieprzu, posolić dobrze do smaku i dokładnie wymieszać. Dodać olej i ponownie dobrze wymieszać. Zalać kiełbasę i cebulę połową marynaty, wstawić do nagrzanego piekarnika na dolny ruszt. Zapiekać przez 20-30 minut, aż połowa płynu wyparuje.


4. Polać pozostałą marynatą i przełożyć naczynie na górny ruszt. Zmniejszyć temperaturę do 180°C.
Piec aż cebula i kiełbasa wyraźnie się podpieką, a z marynaty utworzy się aromatyczny, ciemnozłoty sos. Podawać gorące. Ja zrobiłam do tej kiełbasy marchewkowo-ziemniaczane puree i podałam z chrzanem, ćwikłą i musztardą kremską.




czwartek, 12 kwietnia 2012

Sernik z jabłkami i musem z pigwy


                       Pigwy użyłam pierwszy raz. Do tej pory mój kontakt z pigwą ograniczał się do wzrokowo-nosowego i miał miejsce zazwyczaj w warzywniakach, gdzie zatrzymywałam się przy skrzynkach z pigwami, brałam jakiś dojrzały, większy owoc do ręki, podtykałam sobie pod nos i zaciągałam się aromatycznym zapachem. Po czym odkładałam z powrotem do skrzynki i oddalałam się w zadumie, rozmyślając lekko, co by też można z takiej pachnącej pigwy zrobić...
I tak to sobie trwało do teraz, aż znalazłam nietypowy przepis na sernik w jednym z ostatnich z numerów "Meine Familie und Ich". Nietypowy, bo z jabłkami. I zanim wzięłam się za ten sernik, przypomniał mi się cudowny, kwaskowaty zapach pigwy, który idealnie uwieńczyłby to ciasto.             
                 W oryginalnym przepisie sernik posypany był cukrem pudrem, u mnie obłożony jest właśnie pysznym, niezwykłym musem z pigwy, inaugurującym początek kariery tego magicznego owocu w mojej kuchni. 


Składniki (na tortownicę Ø 20cm):
  • 2 nieduże jabłka, obrane i pokrojone w dużą kostkę
  • 120 g herbatników pełnoziarnistych
  • 75 g masła
  • duża szczypta soli morskiej
  • 2 łyżki rodzynek
  • 4 łyżki rumu
  • 1 mała wyszorowana i sparzona cytryna na skórkę i sok
  • 120 g śmietanki 36%
  • 30 g mąki
  • 85 g cukru brązowego
  • 475 g serka śmietankowego
  • 2 duże jajka
  • 1 żółtko

Mus:
  • 1 duża, dojrzała pigwa, obrana i pokrojona w małą kostkę
  • 1 nieduże jabłko, obrane i pokrojone w kostkę
  • 4 łyżki cukru
  • sok z połowy cytryny lub pomarańczy
  • rum z moczenia rodzynek
  • 2 listki lub 2 łyżeczki żelatyny


1. Piekarnik rozgrzać do 180°C. Rodzynki namoczyć w rumie, odstawić. Z cytryny zetrzeć skórkę, wycisnąć sok. Kostki jabłek polać połową  soku z cytryny, włożyć do małego garnczka, zalać wodą tak, aby były lekko przykryte i doprowadzić do wrzenia. Gotować 5 minut, odcedzić (kompot można zachować). Odstawić na sicie do odsączenia i wystudzenia.
2. Tortownicę natłuścić, wyłożyć papierem do pieczenia. Ciastka pokruszyć wałkiem w woreczku do zamrażania "na mączkę", mikserem połączyć z masłem i solą. Mieszankę wyłożyć do tortownicy i dość ściśle ubić w blaszce, można to zrobić za pomocą tłuczka do ziemniaków. Podpiec przez 10 minut w nagrzanym piekarniku. Wyciągnąć i odstawić.


3. Ubić śmietankę ze szczyptą soli na sztywno. Mąkę wymieszać z cukrem. Zmiksować serek ze skórką i sokiem z cytryny, następnie dodać mąkę z cukrem. Po jednym dodawać jajka i żółtko. Na koniec wmieszać delikatnie drewnianą łyżką ubitą śmietankę, kawałki podgotowanych jabłek i odsączone rodzynki (rum zachować!). Masę (będzie dość rzadka) wyłożyć na podpieczone herbatniki.
4. Ciasto piec przez 20 minut w temperaturze180°C. Następnie zmniejszyć temperaturę do 160°C i piec przez 30 minut. Znów zmniejszyć do 150°C i piec kolejne 30 minut. Zmniejszyć ponownie do 120°, po 10 minutach do 90°C, po kolejnych 10 minutach wyłączyć piekarnik. Ciasto wyjąć po następnych 10 minutach. Sernik nie powinien pęknąć, może lekko opaść. 
5. Zanim sernik wystygnie przygotowujemy mus pigwowy: kostki pigwy i jabłka zasypać cukrem, dodać 1/2 szklanki wody i gotować na średnim ogniu, ok. 20-30 minut, aż pigwa zmięknie, ale nie rozpadnie się.Namoczyć żelatynę w kilku łyżeczkach wody.



W trakcie gotowania musu należy sprawdzać i ewentualnie uzupełniać wodę. Pod koniec gotowania dodać sok z cytryny; pigwa powinna być miękka, jabłko lekko rozpadające się, a na dnie powinien wytworzyć się lekki syrop. Zestawić z ognia, zmiksować na gładko. Dodać rum z rodzynek i ewentualnie sok z cytryny i cukier. Do gorącego musu dodać żelatynę, dokładnie ją rozpuścić (nie gotować!) i odstawić mus do przestudzenia, mieszając go od czasu do czasu.
(Można zrezygnować z żelatyny, należy wtedy dodać 12 łyżek cukru i gotować pigwę aż się rozpadnie i ściemnieje - ja właśnie chciałam zachować jasny  kolor musu).
5. Na zimny sernik włożyć wystudzony mus pigwowy, rozprowadzić dokładnie. Schłodzić przed podaniem, aż mus lekko stężeje (u mnie trwało to ok. 3 h ).



środa, 11 kwietnia 2012

Stromboli


                Stromboli to jedna z Wysp Liparyjskich na Morzu Tyrreńskim. Na wyspie wznosi się czynny wulkan o wysokości 926 m n.p.m. (podwodna część wznosi się z głębokości ok. 2300 m p.p.m.) i tworzy wysepkę o tej samej nazwie mającą powierzchnię blisko 12,4 km² (...). Jest to typowy stratowulkan (tzw. warstwowy).  Na wyspie mieszka ok. 600 osób.



Wybuchy Stromboli często mają postać seryjną (co 10-12 min) i wyrzucają w powietrze lapille, bomby wulkaniczne oraz popioły. Ze stożka stale unosi się strużka dymu. Ostatni wybuch o znaczącej sile miał miejsce w 1933 r. . W 2003 roku osunięcie się do morza lawy na ścianie wulkanu (Sciara del Fuoco) spowodowało lokalne tsunami. Od tego czasu na wyspie jest specjalny system ostrzegania zarządzany przez obronę cywilną. Na stokach Stromboli kwitnie uprawa winnej latorośli (spowodowana żyznymi wulkanicznym glebami). 
Tyle za Wikipedią. A co ma wulkan wspólnego z jedzeniem? Otóż stromboli to także nazwa pysznego, nadziewanego  chlebka w formie strucli. Na ciasto chlebowe lub jak na pizzę, nakłada się dowolne 2-3 składniki: głównie różnych mięs i sporo sera, najczęściej różnych rodzajów i obowiązkowo mozzarelli. Stromboli często nazywa się kanapką, rodzajem pizzy, calzone lub chlebem.


              Dziś nie ma całkowitej pewności kto pierwszy wymyślił i nadał właśnie taką nazwę tej potrawie, dwie główne tezy zakładają jej powstanie w Stanach Zjednoczonych. Pierwsza przyjmuje, że stromboli wymyślił włoski kucharz Nazzareno Romano w 1950 roku w Essington, niedaleko Filadelfii. Restauracja działa do dziś i ma w ofercie wiele rodzajów jedynej i oryginalnej kanapki stromboli,  szczyci się też mianem najstarszej włoskiej jadłodajni. 
              Inni twierdzą, że kanapkę tę (podawaną z sosem chili) wymyślił Mike Aqiuno Senior w Spokane, w stanie Waszyngton i nadał jej nazwę  na cześć filmu pt.: "Stromboli, ziemia bogów"  oraz jego głównej aktorki, Ingrid Bergmann, która właśnie w Stromboli rozpoczęła włoski etap swojego życia zawodowego i prywatnego. Otóż podczas kręcenia owego filmu w 1949 r. Bergmann zakochała się w reżyserze, Robercie Rossellinim i zostawiła dla niego męża i małą córeczkę. Pozostała we Włoszech i urodziła Rosseliniemu syna, następnie niedługo potem bliźniaczki, jedną z nich była Isabella Rossellini. 
                To tyle z ciekawostek. I co, która wersja powstania potrawy bardziej Wam się podoba? Mnie oczywiście  ta druga, zdecydowanie romantyczniejsza i chyba nawet bardziej prawdopodobna.
I tak jedna, niepozorna kanapka może zawierać w sobie tyle tajemnic... Może właśnie dlatego ta nazwa jest tak adekwatna? Wyspa wulkaniczna, pełna niezwykłych zjawisk, wulkanów,"ziemia bogów" i dodatkowo miłosna opowieść w tle... 
           Z pozoru zwykły drożdżowy zawijaniec, ale kiedy go rozkroicie, przekonacie się, skąd taka nazwa. Stromboli. Ach, i koniecznie obejrzyjcie film  "Stromboli, ziemia bogów"!


Składniki (dla 3-4 osób): 
  • 300 g mąki pszennej
  • 1/2 opakowania suchych drożdży
  • 1 pełna łyżeczka soli morskiej
  • 2 łyżki oliwy z oliwek + trochę do posmarowania
  • ok. 175 ml ciepłej wody 
  • 1 łyżeczka cukru
  • 60 g włoskiego salami lub szynki dojrzewającej, pokrojonej w cienkie plasterki
  • 1 cebula, pokrojona w cienkie krążki
  • 150 g mozzarelli, pokrojonej w kostkę
  • 50 g sera gorgonzola lub innego pleśniowego, pokrojonego w kostkę
  • 50 g innego dowolnego sera (ja dałam resztki różnych serów, które miałam w lodówce)
  • 3 cienkie ostre zielone papryczki marynowane,ja miałam swoje, lecz można dać grillowaną bez skórki lub kupioną, marynowaną słodką, pokrojoną na 2-centymetrowe paski
  • kilkanaście czarnych oliwek bez pestek
  • 20 g świeżych listków bazylii lub łyżeczka suszonej
  • gruboziarnista morska sól, świeżo zmielony czarny pieprz, oregano i zioła prowansalskie do posypania




1. Mąkę przesiać, połączyć z drożdżami, cukrem. Dodać oliwę i stopniowo dolewać wody, zagniatając ciasto, aż będzie miękkie i elastyczne. Zagniatać jeszcze kilka minut, uformować kulę, natłuścić czystą miskę, włożyć ciasto, posmarować jego powierzchnię oliwą, przykryć miskę ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce na 1 h do wyrośnięcia.
2. Ponownie zagnieść ciasto przez 2 minuty i znów odstawić do wyrośnięcia na 10-30 minut. Piekarnik nagrzać do 210°C.
3. Rozwałkować ciasto na grubość 1 cm, formując prostokąt. Przełożyć go na arkusz papieru do pieczenia (będzie nam łatwiej zwijać roladkę). Na ciasto rozłożyć nadzienie, pozostawiając po 1,5 cm wolne z każdego brzegu: ułożyć plastry salami, jeden obok drugiego, równomiernie posypać krążkami cebuli, kawałkami papryki, serem, oliwkami i bazylią. Posypać ziołami, solą i pieprzem.
4.  Założyć ściśle wolne brzegi krótszych boków do środka, następnie zaczynając od dolnego, dłuższego boku zwijać struclę, jak makowiec. Ułożyć złączeniem do dołu. Ciasto gęsto ponakłuwać drewnianym patykiem do szaszłyków, starając się nie przebić najniższej warstwy. Posmarować powierzchnię stromboli oliwą, posypać lekko solą morską.
 5. Wstawić do nagrzanego piekarnika, na środkowy ruszt. Piec przez 30-35 minut, do zrumienienia. Gdyby w trakcie za bardzo się przypiekał, zmniejszyć temperaturę do 180°C. 
Po upieczeniu wyłożyć na kratkę i po 10 minutach kroić.
               Podawać ciepłe, pokrojone na kromki ok. 1,5 cm, najlepiej z sosem czosnkowym, pomidorowym lub chili. Ja zrobiłam do tego jogurtowy sos cebulowy, pasował znakomicie.




Moje stromboli (przepis z moimi niewielkimi zmianami) robiłam z książki "Die Step-by-Step-Küche - Backen" wydawnictwa Parragon Books Ltd.

wtorek, 10 kwietnia 2012

Jajeczka przepiórcze z sardynkami na ostro


               Pozostając jeszcze przez chwile w świątecznym nastroju, proponuję koreczki z przepiórczych jajek z sardynkami na ostro. Ja wykorzystałam kilka ostatnich sardynek w oleju, do reszty jajeczek użyłam nieco wędzonego łososia, ale myślę, że najlepsza będzie dowolna ryba wędzona lub w oleju, powinna być dość wyrazista. Smak ryby w otoczce z ostrej papryki łagodzi delikatne jajeczko przepiórcze i aromatyczny pomidor koktajlowy. U mnie koreczki zniknęły pierwsze ze stołu. :)



Składniki (na 3-4 porcje):
  • 12 jajeczek przepiórczych
  • 4 sardynki lub szprotki w oleju, ewentualnie wędzonego łososia
  • 2 zielone ostre papryczki pepperoni lub duże chili
  • 12 pomidorków koktajlowych lub cherry
  • listki zielonej pietruszki
  • 24 wykałaczki

1. Rybki odsączyć z oliwy, każdą pokroić na 3 równe części. 
Paprykę pokroić na krążki ok. 1 cm szerokie. 
Jajeczka i pomidorki przekroić na równe połówki.
2. W każdy krążek papryki włożyć kawałek rybki, ostrożnie nadziewać na wykałaczki kolejno: połówkę jajeczka (są bardzo delikatne!), krążek papryki z rybą, na koniec połówkę pomidorka tak, aby przekrojona część stanowiła podstawę koreczka. Na każdy koreczek położyć lub nadziać listek pietruszki.
3. Układać na talerzyku, przed podaniem krótko schłodzić.

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Jajka faszerowane avocado i niedźwiedzim czosnkiem


                     Z okazji Wielkiej Nocy dzielę się z Wami kolejnym przepisem na jajka. Te są naprawdę wyjątkowe; połączenie avocado i niedźwiedziego czosnku okazało się trafne i niebanalne. Całość smakuje niezwykle smacznie i orzeźwiająco. Gorąco polecam. 
                  Mieliście mokrego Dyngusa? Ja zdecydowanie nie, gdyż przy tej pogodzie zdecydowanie lepiej się nie polewać...! Robiąc te zdjęcia musiałam najpierw odgarnąć śnieg z balkonu i stolika, a kiedy skończyłam, pożałowałam, że nie założyłam rękawiczek, tak skostniały mi ręce! :) Pozostaje mieć nadzieję, że przyszłoroczne święta wielkanocne będą ciepłe i prawdziwie wiosenne.


Składniki (na 4 porcje):
  • 4 jajka ugotowane na twardo i przekrojone na połówki
  • 1 duże, bardzo dojrzałe, miękkie avocado
  • 1 łyżka kremowego twarożku
  • 1 łyżeczka majonezu (opcjonalnie)
  • 4 łyżki niedźwiedziego czosnku, pokrojonego na wąskie paski
  • 3 łyżki soku z cytryny
  • 1 płaska łyżeczka cukru pudru
  • sól, pieprz czarny o smaku
  • cienkie plasterki zielonego ogórka do dekoracji

Z jajek wyjąć żółtka, rozgnieść widelcem razem z serkiem, majonezem, miękkim avocado i sokiem z cytryny. Dodać czosnek niedźwiedzi i resztę przypraw. Dokładnie wymieszać i schłodzić ok. 45 minut w lodówce.
Następnie napełnić farszem połówki  jajek, udekorować plasterkami ogórka i listkami czosnku. Podawać natychmiast, ponieważ nadzienie szybko ciemnieje.


Jajka faszerowane kremem z łososia


                      Moje ulubione jajka to takie na półtwardo; ścięte białko, a żółtko kremowe, z płynną plamką wielkości groszku. Takie jajka lubię ze śmietanowym chrzanem, ćwikłą, a nawet z majonezem, za którym normalnie nie przepadam.
Faszerowane jajka wiążą się nieodłącznie z moimi pierwszymi samodzielnymi kulinarnymi eksperymentami.  Były wdzięcznym materiałem o wielu możliwościach; dawały się nadziewać niemal wszystkim, można było zrobić kilka sztuk i nawet w razie niepowodzenia  dawały się zjeść. Największym powodzeniem cieszyły się jajka zapiekane w skorupkach, pamiętam, że robiąc je pierwszy raz byłam pewna, że nie wyjdą, a całe nadzienie zostanie na patelni. ;) Oczywiście nic takiego się nie stało, jajka wyszły pyszne (ku mojemu szczeremu zdziwieniu), bracia pochłonęli je w jednej chwili, a Mama dopytywała, jak je zrobiłam.
Teraz już pyta prawie zawsze, kiedy ma okazję u mnie coś jeść. Tyle, że teraz ja już nie jestem zaskoczona... :)


Składniki (na 4 porcje):
  • 4 jajka ugotowane na twardo i ładnie przekrojone wzdłuż na połówki
  • 2 nieduże plastry łososia wędzonego lub marynowanego (gravlax) - posiekane
  • 1 łyżka kremowego serka lub mielonego twarożku
  • 1 łyżka dobrego, gęstego majonezu
  • 4 łyżki siekanego, świeżego koperku
  • 1 łyżka soku z cytryny
  • sól, biały pieprz do smaku
  • koperek i pomidorki koktajlowe do dekoracji

1. Z połówek jaj wyjąć żółtka, 2 z nich odłożyć. Łososia, 3 żółtka, serek, majonez, siekany koperek i sok z cytryny wymieszać (lekko rozgniatając widelcem) na gładką masę, doprawić solą i białym pieprzem.
2. Nakładać do połówek jaj, nieco ponad wgłębienia po żółtkach. Udekorować gałązkami koperku, połówkami lub plasterkami pomidorków. Schłodzić min. 2 h w lodówce przed podaniem.
Resztę nadzienia można połączyć z odłożonymi żółtkami i zużyć jako pastę do pieczywa. Smacznego!

sobota, 7 kwietnia 2012

Szparagowa zupa-krem z pomarańczowym pieprzem


                Tę pyszną zupę chciałabym zaproponować Wam na jakiś uroczysty obiad. Intensywny szparagowy smak, tło z mocnego bulionu warzywnego i wyrazisty smak pomarańczowego pieprzu na koniec. Do tego piękny kolor i idealna, niezbyt gęsta konsystencja. 
                Generalnie każda kremowa zupa szparagowa, według mnie,  emanuje jakąś elegancją i nadaje się znakomicie na pierwsze danie na uroczystych obiadach. Śmiem twierdzić, że moja, z odrobiną nieco ekstrawaganckiej przyprawy, jaką jest pomarańczowy pieprz może przyćmić nawet danie główne! ;) A jak ktoś nie wierzy, niech sam ugotuje i spróbuje. Smacznego! :)
                P.S. Pieprz pomarańczowy kupiłam jakiś czas temu w sklepie z hiszpańskimi produktami na Viktualienmarkt. Jest to fantastyczna, naprawdę wyjątkowa przyprawa do ryb, sałatek jasnych mięs i właśnie zup. Taki pieprz jest niezwykle prosty do zrobienia, trzeba tylko wysuszyć skórkę pomarańczową na pieprz. ;) A potem zmielić w młynku do kawy i wymieszać z pozostałymi składnikami; proporcje poniżej.


Składniki (na 4 duże lub 6 małych porcji):
  • ok. 1 l bulionu jarzynowego
  • 500 g oczyszczonych białych szparagów (ja obcinam zdrewniałe końce i obieram obieraczką do jarzyn)
  • 1 cebula
  • 1 marchewka
  • 1 pietruszka
  • kilka gałązek naci pietruszki
  • 1 duży ziemniak
  • mały kawałek korzenia selera (wielkości pietruszki)
  • 1 łyżka masła 
  • 1 łyżka cukru
  • 2 łyżki soku z cytryny
  • 1 pełna łyżeczka pieprzu pomarańczowego*
  • siekany szczypiorek i natka do dekoracji
  • szczypta gałki muszkatołowej
  • 1 płaska łyżka vegety- ewentualnie; ja mam własnej produkcji z mielonych suszonych warzyw, ziół i kurkumy - przepis niedługo! ;)

*  w skład przyprawy "pieprz pomarańczowy" wchodzi: wysuszona i zmielona skórka pomarańczowa (50%), pieprz biały (20%), lubczyk (20%) i pieprz czarny (10%)


1.  Szparaga złapać obiema rękami, trzymając za końce, górną część łapiąc nieco dalej od główki, żeby jej nie uszkodzić. Wyginać lekko, aż pęknie - miejsce przełamania jest dokładnie tam, gdzie powinno być - pamiętajmy, że górna część szparaga jest delikatniejsza i smaczniejsza, gotuje się też krócej. Przełamać w ten sposób wszystkie pozostałe szparagi. Dolne części pokroić na krążki grubości 1 cm, górne odłożyć.
2. Warzywa pokroić w dużą kostkę, podsmażyć na złoto na maśle. Pod koniec dodać pokrojone dolne części szparagów. Smażyć jeszcze 3 minuty, mieszając.
3. Doprowadzić bulion do wrzenia, wrzucić warzywa, ale bez górnych części szparagów. Dodać łyżkę cukru i połowę pieprzu pomarańczowego. Gotować na wolnym ogniu, aż warzywa będą bardzo miękkie. Doprawić solą, pieprzem i resztą pieprzu pomarańczowego i ewentualnie vegetą. Zagotować.
4. Wrzucić górne części szparagów i gotować jeszcze 5-10 minut, w zależności, jakie szparagi lubimy, ja lubię lekko twarde. Dodać sok z cytryny, wymieszać.
Nakładać do miseczek lub filiżanek, do każdej wkładać po 2-3 główki szparagów, posypać pietruszką, szczypiorkiem i szczyptą gałki muszkatołowej. 


piątek, 6 kwietnia 2012

Ciasto limonkowe z jagodami i kremem


                      To ciasto wypatrzyłam już jakiś czas temu (o tutaj), ale nie miałam najważniejszego składnika - dobrych jagód. Mrożonych własnych nie mam z zeszłego roku (nad czym ubolewam), a amerykańskie borówki jakoś nie smakują mi tak, jak prawdziwe jagody, nie mają też tego koloru. Ciasto jednak tak kusiło, że przemogłam się i kupiłam borówki,  tym bardziej, że wreszcie tutaj osiągnęły jakąś rozsądniejszą cenę: 1 € za 125 g i nawet nawet smakowały prawie jagodowo. :) 
                      I limonkowy placek z jagodami i kremem śmietankowym smakował wspaniale, na pewno upiekę go jeszcze nie raz i to z prawdziwymi, leśnymi jagodami.


Składniki (na blaszkę 26 x20 cm):
  • 170 g cukru
  • 125 g masła
  • 2 jajka
  • 250 g kwaśnej śmietany
  • 1 limonka (skórka i sok)
  • 1 cytryna (skórka i sok)
  • 260 g mąki
  • szczypta soli
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 150 g jagód
 Krem:
  • 50 g masła
  • 200 g kremowego serka (śmietankowego twarożku lub mascarpone)
  • 150 g cukru pudru
  • 1 limonka (skórka i sok)
  • 50 g jagód


1. Rozgrzać piekarnik do 180°C, blaszkę posmarować masłem i wyłożyć papierem do pieczenia. Limonki i cytryny wyszorować i sparzyć, następnie zetrzeć z nich skórkę i wycisnąć sok.
2. Ubić masło z cukrem  na puszystą masę, po jednam dodawać jajka, dokładnie miksując za każdym razem. Dodać kwaśną śmietanę, sok i otartą  skórkę z cytryny oraz sok i skórkę z 1 limonki, mąkę i proszek do pieczenia. Krótko, ale dokładnie wszystko zmiskować. Dodać 3/4 jagód i wymieszać delikatnie z ciastem drewnianą łyżką.


3. Ciasto wyłożyć łyżką na blaszkę (będzie dość gęste), wyrównać i piec 40-45 minut. Po upieczeniu wyjąć z piekarnika, odstawić do całkowitego wystygnięcia.
4. W tym czasie ubić masło z cukrem pudrem na puch, dodać serek, skórkę i sok z pozostałej limonki, ponownie dokładnie ubić. Wstawić do lodówki na 20 minut. 


5. Rozsmarować krem na wystudzonym cieście, pospać resztą jagód, lekko wgniatając je w krem, posypać całość cukrem pudrem i wstawić do lodówki na 30 minut. Po schłodzeniu można kroić; ciasto nie wymaga dalszego przechowywania w lodówce. Smacznego! :)