Cześć! :) Pamięta mnie ktoś jeszcze? Ja siebie już nie pamiętam. Siebie z ostatniego wpisu na tym blogu. Nie będę wchodzić w szczegóły, powiem tylko, że wtedy nie spodziewałam się, że mogę być znów być i czuć się, jak teraz. Szczęśliwa. Spokojna. Wesoła. Mieć ochotę robić zdjęcia, szukać znów nowych smaków, nie tylko w kuchni, ale i w życiu. To zabrzmi banalnie, ale nigdy nie traćcie wiary, że może być lepiej.
Piszę te słowa głównie dla siebie. Mnie brakowało tej wiary bardzo, bardzo długo...
A ze smaków kulinarnych mam dziś dla Was zupę Yokisoba (lub Yakisoba). Zupa ta nieodłącznie już będzie mi się kojarzyć z innym japońskim przysmakiem - suszi.
Po pierwszym doustnym kontakcie z suszi, zakończonym biegiem z pełnymi ustami "przysmaku" do restauracyjnej toalety, poprzysięgłam sobie nigdy nie tknąć tego czegoś. Jednak suszi mnie przechytrzyło i pewnego razu dostało mi się całkiem gratis, jako dodatek "na spróbowanie" właśnie do Yokisoby, którą niezmiennie i jednostajnie zamawiałam na obiad w zaprzyjaźnionej knajpce wietnamskiej.
Pamiętam niechęć i jakąś dozę lęku, kiedy patrzyłam na talerzyk z ryżowymi rolkami w glonach i różowy pasek łososia, boleśnie surowy, reprezentujący saszimi.
Przemogłam się i zjadłam, wbrew wcześniejszej odrazie, chyba tylko dlatego, żeby nie sprawić przykrości właścicielowi, który stał nade mną z nieustającym i najszerszym z możliwych uśmiechów i w półukłonach nalegał, żebym jednak zjadła. ;) Zjadłam.
A potem już zawsze przed Yokisobą zamawiałam mały zestaw suszi na przystawkę.
Dla mnie ososbiście Yokisoba i suszi to kombinacja idealna.
Składniki na ok. 3-4 mniejsze porcje lub 2 duże
Sos yokisoba, który będzie bazą do zupy:
- 5 łyżek sosu sojowego
- 2 łyżki sake (można pominąć)
- 3 łyżki wina mirin (japońskie wino ryżowe)
- 4 łyżki sosu worchestershire
- 2 łyżki cukru trzcinowego
- 1/2 łyżeczki czarnego pieprzu
- 1-2 łyżki oleju sezamowego
Zupa:
- 200-300 g makaronu jajecznego lub japońskiego ramen
- 700 ml bulionu drobiowego
- 1 duża pierś kurczaka pokrojona na cieniutkie, duże plastry
- 2 ząbki czosnku, posiekane lub starte
- 2-3 łyżeczki drobno startego imbiru
- szczypta płatków chili
- 2 łyżki oleju
- kilka grzbków mu-err, wcześniej namoczonych i przekrojonych na 2-3 części
- 10-15 g wakami, wcześniej namoczonych i odsączonych
- 1 średnia cebula, pokrojona w półkrążki
- 1 mała marchewka, pokrojona w ukośne plastry
- 1/4 małej kapusty pekińskiej, pokrojonej w grube paski lub 2-3 pak-choi
- 1 średnia cebula, pokrojona w półkrążki
- garść kiełków fasoli mung lub sojowych
Do dekoracji:
- grubo posiekana zielona cebulka (gruby szczypior z małymi, białymi cebulkami - wyjaśniam, bo często mam pytania w komentarzach: "A co to jest zielona cebulka?")
- siekana zielona papryczka chili (niekoniecznie, zupa powinna być łagodna, ale ja lubię)
- odrobina kolendry
- marynowany imbir (jeśli lubicie)
1. Składniki sosu wymieszać. Makaron ugotować, zahartować i odstawić. Bulion zagotować, wrzucić mięso i grzybki mu-err, pozostawić na małym ogniu.
2. Jeżeli mamy pak-choi zamiast kapusty pekińskiej, najlepiej przed dodaniem do zupy pokroić ją na grube kawałki i obsmażyć na silnym ogniu przez 3 minuty na małej ilości oleju, doprawić solą i pieprzem.
3. Rozgrzać patelnię, wlać olej, wrzucić czosnek i imbir, płatk chili i smażyć 2 minuty. Wlać sos, dokładnie wymieszać, smażyć (gotować) minutę.
4. Do bulionu z mięsem dodać sos z patelni i marchewkę, gotować 5 minut. Dodać wakami, cebulę i kapustę lub obsmażoną pak-choi, spróbować i ewentualnie doprawić solą, pieprzem lub sosem sojowym. Gotować jeszcze ok. 4-5 minut.
5. Do miseczek włożyć makaron, zalać gorącą zupą. Smacznego! :)
Cześć. Ja Cię pamiętam :)Cieszę się że poukładało się i idzie ku lepszemu, przynajmniej tak to odbieram z dzisiejszego wpisu :)
OdpowiedzUsuńKaśka, no wreszcie jesteś :)
Zupka świetna, bardzo oryginalna no i trzeba by kiedyś... wiesz no... spróbować :)
Gosiu-Ulu, cóż mogę powiedzieć... :) Jest świetnie. ;) A zupę gorąco polecam Tobie i Twoim Chłopakom.
UsuńPamiętamy Kasiu oczywiście i cieszymy się z powrotu i to w wielkim stylu. Zupa wygląda fantastycznie!!!!
OdpowiedzUsuńO, jak miło, Basiu. ;) Dziękuję.
UsuńA ja właśnie dzisiaj jak patrzyłam na listę ulubionych blogów, pomyślałam, że długo Cię nie było...A tu niespodzianka:-)
OdpowiedzUsuńA z sushi miałam podobnie, ale jeszcze nie przekonałam się;-) Może z Twoją zupką...
Nie będę naciskać na polubienie, ale czasem warto kilka razy próbować, zanim się coś całkiem i nieodwołalnie znielubi. ;) Dzięki, Marzena. ;)
UsuńJasne, że pamiętam. Dobrze, że jesteś z powrotem na blogu. I to jeszcze z taką pyszną, azjatycką zupą. Lubię takie :)
OdpowiedzUsuńOlu, bardzo mi miło! Dziękuję.
Usuńdobrze, że znowu z nami jesteś !
OdpowiedzUsuńI dobrze być z Wami. :) Dość już tego pojawiania się i znikania. ;)
Usuńooo a jednak wróciłaś :) zupa wydaje się być pyszna :) pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńps. musimy się zgadać na gtalku :*
Zdjęcia pani orientalnych zup są (dla mnie) najładniejsze i najbardziej apetyczne :-)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło! ;) Dziękuję. Mam nadzieję, że zachęcę do ich wykonania, bo że warto, to chyba nie trzeba zapewniać. ;) Serdecznie pozdrawiam!
UsuńPiękna zupa. Jestem fanką tradycyjnych smaków ale czasami jakaś orientalna odskocznia się przydaje. Dziękuję za przepis. Serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNa pewno pyszna zupa! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Wow ale kolorwa zupa. Musi być przepyszna.
OdpowiedzUsuńTrochę japońszczyzny w życiu się przyda ;) Osobiście jestem fanką kuchni typu rodeo steak house, ale od czasu do czasu lubię poeksperymentować :)
OdpowiedzUsuń