Do moich nielicznych ulubionych słodyczy należą czekoladki z nadzieniem miętowym. Smakuje mi połączenie czekolady z miętą i w takim wydaniu czekolada jest dla mnie idealna, ponieważ ja generalnie za czekoladą nie przepadam. Nie do wiary, co? :)
Niedawno kupiłam nową księżeczkę kucharską ("Muffins" - seria Essen&Genießen wydawnictwa Happy Books, znów za 1 €!), tym razem z przepisami na muffinki i tam znalazłam właśnie te, czekoladowo-miętowe. W oryginalnym przepisie krem miętowy zrobiony był ze śmietanki, ja zastąpiłam ją serkiem mascarpone i dodałam od siebie sok z limonki.
Czekoladowe ciasto muffinek stanowi świetne tło dla łagodnie miętowego, aksamitnego kremu.
Mimo, że krem nie jest tak miętowy, jak nadzienie czekoladek czy miętowe cukierki, jednak gorąco polecam ten przepis wszystkim fanom czekoladek After Eight!
Składniki na 12 sztuk:
275 g mąki
2,5 łyżeczki proszku do pieczenia
3 łyżki kakao
1/2 tabliczki czekolady gorzkiej lub mlecznej, startej na drobnej tarce
1 jajko
100 g cukru
80 ml oleju
300 ml maślanki lub kefiru
Krem miętowy:
220 g serka mascarpone
1 duży pączek świeżej mięty (nie nadaje się mięta mrożona!)
1/2 limonki na sok
3 łyżki cukru pudru
2-3 łyżki mleka (ewentualnie, gdyby krem był za gęsty)
1. Przygotowujemy krem: umytą i osuszoną (można w wirówce do sałaty) miętę drobno siekamy i miksujemy krótko (nie trzeba na papkę!), mieszamy z serkiem mascarpone i cukrem, dodajemy sok z limonki; jeśli krem jest zbyt zwarty, rozrzedzamy odrobiną mleka. Wstawiamy szczelnie przykryty do lodówki.
2. Piekarnik nastawiamy na 180°C. Formę muffinkową smarujemy masłem lub wykładamy papilotkami.
Składniki suche mieszamy w jednej misce, w drugiej miksujemy składniki mokre. Do mokrych składników wsypujemy suche i miksujemy krótko, żeby się połączyły. Wykładamy ciasto do papilotków, pieczemy 30 minut.
3. Wyciągamy blaszkę z upieczonymi muffinkami i zostawiamy je w gorącej blasze jeszcze 5 minut, następnie wyciągamy na kratkę. Kiedy całkowicie wystygną, odcinamy górną część na mniej więcej 2/3 wysokości.
4. Do rękawa cukierniczego zakładamy końcówkę z większym otworkiem w kształcie gwiazdki, napełniamy rękaw kremem i nakładamy krem na większe części muffinków (ja wyciskałam po 4-5 większych rozetek) i przykrywamy odciętym wierzchem. Nie dociskamy! Na wierzchu robimy dekoracje z małych rozetek (przedtem można muffinki posypać cukrem pudrem, ale ja zapomniałam...). Wkładamy na 2 h do lodówki, żeby krem stężał.Wyjmujemy z lodówki i zajadamy. ;)
Rewelacyjne! Nie wiedzieć czemu kojarzą mi się ze smokiem:)
OdpowiedzUsuńJakie żabki śliczne! Cudownie wyglądają!:)
OdpowiedzUsuńwow...przesliczne sa w te kropeczki:)
OdpowiedzUsuńpycha, ściągnę za którymś razem :)
OdpowiedzUsuńKasiu, pięknie te muffinki się prezentują. Robię jak tylko będę miała świeżą miętę. Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńmoże w końcu upiekę muffiny. cały czas sobie obiecuję, a ciągle coś innego jest w kolejce:)
OdpowiedzUsuńukłon za krem, tylko skąd świeżą miętę:( piękne są!
OdpowiedzUsuńOjej jak ładnie wyglądają! Dawno nie jadłam połączenia mięty z czekoladą, więc chętnie zjadłabym sobie taką babeczkę :-) Pozdrawiam cieplutko :-)
OdpowiedzUsuńjakie fajne pychotki:)
OdpowiedzUsuńŚwietne, jak tylko będę miała miętę w ogródku to wypróbuje:)
OdpowiedzUsuńFajne muffinki, lubię łączyć czekoladę z miętą.
OdpowiedzUsuńDo połączenia czekolady z miętą nie trzeba mnie długo przekonywać, bardzo lubię te smaki... ps. A jakie śliczne i pomysłowe czapy im zrobiłaś :) pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńBardzo Wam dziękuję za odwiedziny i tak pochlebne komentarze! ;) Prawdę mówiąc te muffiny wydawały mi się dość zwyczajne... :D
OdpowiedzUsuńA świeżą miętę można kupić w niektórych supermarketach lub lepszych zieleniakach, w doniczce lub pęczkach - ja kupiłam w tureckim warzywniaku. Pozdrawiam Was serdecznie! ;)
Muffinki jak i inne czekoladowe wypieki to u nas zawsze! Pięknie wyglądają, robiłam kiedyś miętowe, ale z miętą w środku, te z kremem bardzo mi się podobają i będę musiała przy najbliższej okazji przetestować. Koniecznie!:)
OdpowiedzUsuń