Postanowiłam, że to już ostatni numerowany na tym blogu chleb. Piekę już notorycznie i chyba nałogowo. Nie wyobrażam już sobie latania do piekarni co drugi dzień i pozbawiania się frajdy zaczyniania, zagniatania i oczekiwania na chleb, wyszukiwania kolejnych pysznych na niego przepisów. To wciąga i to zdrowo! :)
A liczyć już nie będę, bo chociaż zamieszczam dopiero szósty, piekłam go już dawno. Między nim, a dniem dzisiejszym zjedzonych zostało już wiele, wiele innych, różnych, ale nie mniej smacznych moich własnych chlebków na zakwasie.
Ten na zdjęciu rzeczywiście był w moim życiu szóstym z kolei chlebem, własnoręcznie przeze mnie upieczonym. Pierwszym za to na zakwasie pszennym, który wyhodowałam dokładnie tak, jak zakwas żytni, tyle że z mąki pszennej typu 2000 (czyli z pełnego przemiału), dodając na początku do wody i mąki, łyżeczkę pracującego zakwasu żytniego. Od tego chleba zaczęło się pieczenie chleba właściwie już rutynowe. Wyrabiając ciasto, dotykając je i zagniatając czułam już, kiedy powinnam dodać mąki lub dolać wody. Myślę, że zauważyłam u siebie wprawę, choć na pewno wiele nauki w temacie piekarnictwa jeszcze przede mną. ;)
Zaczyn (wieczorem):
- 300ml ciepłej wody
- 250g mąki pszennej ( typ 1050)
- 1/3 szklanki aktywnego zakwasu pszennego
Wszystkie składniki wymieszać, przykryć szczelnie i odstawić na kilka godzin lub najlepiej całą noc w temperaturze pokojowej.
Ciasto właściwe (rano):
- 300g mąki pszennej 630 lub zwykłej (np. typ 550)
- 5 g soli
- cały wcześniejszy zaczyn
- 10 ml oleju słonecznikowego
Wszystkie składniki zagnieść i wyrobić gładkie ciasto. Będzie nieco zwarte. Wyrabiać ok. 5-10 minut.
Uformować kulę, włożyć do miski i odstawić pod przykryciem na 2-4 godziny. Po tym czasie złożyć i ułożyć w płaskiej misce lub durszlaku złożeniem do dołu na kolejne 2 h do wyrastania.
Po tym czasie uformować bochenek i wyłożyć na blachę, na której się będzie piekło. Włożyć do piekarnika, nastawić go na 50°C i zostawić na 1 h.
Następnie włożyć na dno piekarnika blaszkę z wodą, nastawić temperaturę na 210°C i piec aż piekarnik nagrzeje się do tej temperatury. Ustawić timer na 5 minut. Po upływie tego czasu usunąć blaszkę z wodą, zmniejszyć temperaturę do 180°C i piec 45-60 minut (trzeba sprawdzać, jak chlebek się piecze i ewentualnie wyciągnąć wcześniej).
Studzić 5 minut w blaszce, potem wyjąć na kratkę, ostudzić całkowicie i zawinąć w ściereczkę.
Otrzymamy pyszny łagodny, pszenny chlebek z miękką, ale chrupką skórką.
Czuję się jeszcze bardziej zmotywowana do drugiego podejścia do zakwasu... Ach, śliczny ten Twój chlebek!
OdpowiedzUsuńładnie wyrośnięty - masz rękę do chleba :-)
OdpowiedzUsuńpiękny Ci wyszedł :) ja na pszennym zakwasie jeszcze nic nie piekłam :) Na razie mam tylko razowy :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWspaniały bochenek, idealne dziurki. Oj prawda, że to pieczenie chleba wciąga. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDla mnie to chleb idealny. Właśnie takiego, własnego zakwasowca chcę się kiedyś doczekać. Ale to jeszcze baardzo długa droga.
OdpowiedzUsuńPiękny chleb. Po prostu piękny, wydaje mi się że więcej słów mu nie potrzeba ;-)
Do tego masełko i nic więcej nie trzeba.Wspaniały chlebuś :)
OdpowiedzUsuńMuszę powiedzieć, że ten chleb wygląda po prostu znakomicie! Cudownie Ci się udał. Bardzo chętnie skosztowałabym kawałek.
OdpowiedzUsuńPiękny.,
Pozdrowienia:)
niezły chlebek i niezłe foty - porażają kolorami :-)
OdpowiedzUsuń