Jak pewnie niektórzy wiedzą, potrawą z powyższego zdjęcia niedawno wygrałam konkurs "Tost Burak Kawior", który organizowany był przy okazji 3. Food Film Fest.
Bardzo się ucieszyłam, ponieważ jak napisano:
"Laureaci 1 miejsca za najlepszy wpis z przepisem w każdej kategorii wygrywają – zaproszenie na uroczyste otwarcie Kuchnia+ Food Film Fest 3 (w Warszawie), książkę „Tost. Historia chłopięcego głodu” oraz zestaw noży kuchennych Paula Bocuse’a."
Ucieszyłam się z powodu tych noży prawdę mówiąc, bo chociaż nie mogę narzekać na swoje noże, to marzę o takich prawdziwych, profesjonalnych i myślałam, że właśnie coś takiego wygrałam (o ja naiwna! ;))
Ucieszyłam się z powodu tych noży prawdę mówiąc, bo chociaż nie mogę narzekać na swoje noże, to marzę o takich prawdziwych, profesjonalnych i myślałam, że właśnie coś takiego wygrałam (o ja naiwna! ;))
Ale o nagrodach potem, natomiast skupię się głównie na mojej wizycie w Warszawie. Nie będę opisywać wrażeń z samego festiwalu, ponieważ nie on był moim celem, festiwalowych filmów też nie obejrzałam, nie wiem, jaka była atmosfera i kto się tam pokazał, a kto nie.
Było to dla mnie ważne wcale nie z powodu wygranej wejściówki na otwarcie festiwalu (dla jednej osoby, ku mojemu rozczarowaniu, co oznaczało, że Prezydent nie wejdzie...), ale dlatego, że wstępnie umówiłam się z trzema z moich ulubionych blogerek - Pyzą (Iza wygrała ten sam konkurs w kategorii Tost) , Hanią-Kasią i Olą.
Na otwarcie, film i rozmowę z Nigelem nie zdążyłam, gdyż stan polskich dróg (a raczej ich smutny brak!) nie pozwolił dotrzeć punktualnie; trasa Wrocław-Warszawa zajęła nam o 2 godziny więcej czasu niż dojazd z Monachium do Wrocławia i spóźniłam się okrutnie. Dotarłam dopiero po 22.00 na kończący się właściwie bankiet w zatłoczonym holu kina "Kultura". Pyzę poznałam od razu, a ona za chwilę zaprowadziła mnie do Marcina, jednego z administratorów "Durszlaka". Rozmawiało nam się świetnie, mimo niezbyt dobrego wina i niestety tylko kilku przekąsek, gdyż praktycznie 40 minutach nie było już czym się poczęstować. ;) I to wcale nie dlatego, że jedzenia było za mało! :) Ale to tylko moje zdanie...
Tak czy inaczej, to co u d a ł o mi się spróbować (chlebek na zakwasie, pasztety, smalec, pieczony w całości łosoś i sałatki) było naprawdę smaczne i przygotowane z całą pewnością przez mistrza, a muszę powiedzieć, że jestem marudna i wymagająca, jeśli chodzi o jedzenie poza domem. Zresztą, w domu też, haha! :D
Spędziłam na owym bankiecie 2,5 godziny, rozmawiając głównie z Pyzą, Marcinem i przez chwilę również z Grzegorzem Łapanowskim, z którym zapoznała mnie Iza, a który okazał się bardzo sympatycznym, uśmiechniętym i otwartym człowiekiem.
Na następny dzień, tym razem już we dwójkę, również umówiliśmy się z Pyzą i pogadaliśmy sobie przyjemnie, o blogowaniu, niektórych blogerach i blogerkach, wydarzeniach i konkursach. Szkoda, że mieszkamy tak daleko od siebie!
Ja przywiozłam Pyzie świeży zakwas, za co Pyza odwdzięczyła mi się całkiem nieproporcjonalnie cudownie: trzema słoiczkami marynowanych grzybków - prawdziwków, kurek i opieniek oraz wielkim słojem pachnących, suszonych polskich podgrzybków! Prawdziwe skarby! :) Ogromnie Ci, Iza za to dziękujemy! :*
Kolejnego dnia spotkałam się z Olą, czyli blogową MamąBartka, z którą choć wirtualnie, ale zupełnie prawdziwie zdążyłam się już zaprzyjaźnić. ;) Ola okazała się cudowną, ciepłą, spokojną, śliczną kobitką, rozmowa toczyła się gładko i niezwykle przyjemnie. Po kawie poszliśmy na kiermasz regionalny przy Placu Zamkowym, gdzie Ola pokazała nam stoisko z pysznymi serami, które oczywiście niezwłocznie zakupiliśmy. ;) Na kiermaszu kupiłam sobie też kilka paczek mieszanek warzywno-ziołowych, z których zamierzam zrobić sobie domową przyprawę typu "vegeta". Rozstaliśmy się z Olą i Michałem, obiecując sobie, że następne spotkanie musi trwać przynajmniej 2-3 dni. Ola podarowała mi swoją ulubioną, rewelacyjną herbatę czarną "Dzika Wiśnia".
Niedziela była ostatnim dniem naszego pobytu w Warszawie i na ten dzień, późnym popołudniem byłam umówiona z Hanią-Kasią. To moja wina, że do spotkania nie doszło, ponieważ błędnie myślałam, że wygrałam bilet na filmy w niedzielę, kiedy umawiałam się z Hanią,a kiedy już wyjechałam, nie mogłam dać Hani znać, że wcześniej wyjeżdżamy. Wysłany do niej email przez komórkę nie doszedł, co zauważyłam niestety dopiero w niedzielę, po wyjeździe ze stolicy. Bardzo żałuję, Haniu i mam nadzieję, że mi wybaczysz i spotkasz się ze mną jeszcze kiedyś...? :) Bardzo bym chciała, bo podzielam azjatycką stronę kulinarnej pasji Hani.
W drodze do Niemiec zahaczyliśmy o Łódź, gdzie mieszka Kasia, prowadząca bloga "Co By Tu Zjeść". Przywiozłam trochę pomidorowych przetworów dla chorego Maksia na prośbę Kasi, a przy okazji mogłyśmy się zobaczyć i poznać. To kolejna niesamowita, wręcz magiczna osoba. Kiedy do niej przyjedziecie, nie zdziwcie się, że bez żadnych ogródek zostaniecie natychmiast troskliwie zaproszeni do stołu, kilkakrotnie czule zapytani jak się czujecie, otoczeni ciepłym zapachem domowych ciasteczek, aromatem pysznej tureckiej herbaty, parzącej się w uroczym dzbanku i podanej w ślicznych filiżankach i zabawiani ciekawą rozmową, podczas której będziecie się czuli jak w domu.
Bo Kasia i jej Mąż to ludzie, z którymi nie tylko się wspaniale rozmawia, ale przede wszystkim potrafią niezwykle i z uwagą słuchać. Początkowo nie chciałam się wpraszać i, mimo nalegań i zaproszenia Kasi, chciałam tylko przekazać słoiki, ale Prezydent zadecydował, że zostaniemy na chwilę. Nie wyobrażam sobie teraz, Kasiu, że mogłabym tak sobie pojechać i Was nie poznać! :)
Bo Kasia i jej Mąż to ludzie, z którymi nie tylko się wspaniale rozmawia, ale przede wszystkim potrafią niezwykle i z uwagą słuchać. Początkowo nie chciałam się wpraszać i, mimo nalegań i zaproszenia Kasi, chciałam tylko przekazać słoiki, ale Prezydent zadecydował, że zostaniemy na chwilę. Nie wyobrażam sobie teraz, Kasiu, że mogłabym tak sobie pojechać i Was nie poznać! :)
Od Kasi zostaliśmy szczodrze obdarowani dwiema butelkami francuskiego wina, 4 butelkami piwa francuskiego (nigdy nie piłam, a okazało się super!), słoikiem baaardzo aromatycznych grzybków, słoikiem dżemu i słoikiem aronii (fajnie, bo ja nigdy nie robiłam!). Bardzo dziękuję, Kasiu! Jesteście naprawdę wspaniali.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o moje wrażenia festiwalowe. Powiem jeszcze o nagrodach, które wygrałam.
Miałam w sumie pominąć swoje wrażenia w tym temacie, ale zachęcona przez kilka osób, które się ze mną zgadzały, postanowiłam jednak napisać.
Nagrody mogliście zobaczyć u Pyzy, gdyż ona je już wcześniej umieściła. Ja w tym konkursie dostałam dokładnie to samo. Cieszę się, że brałam udział w konkursie, z rywalizacji i z tego, że dostałam zaproszenie na otwarcie festiwalu i mogłam to zobaczyć. A, zapomniałabym - na bankiecie dostawało się torbę z drobnymi podarunkami i każdy dostał bardzo fajną, dużą, drewnianą deskę firmową festiwalowej Kuchni+ z rynienkami. Tak, to fajny, nieoczekiwany prezent! ;)
Nie podobało mi się natomiast:
- pojedyncze zaproszenia na otwarcie, bez możliwości nawet dokupienia biletu dla osoby towarzyszącej (pisałam w tej sprawie maila i taką otrzymałam odpowiedź)
- nazywanie ZESTAWEM NOŻY jednego noża i widelca do krojenia pieczeni (jak powiedział jeden znawca tematu), nie mam ochoty ukrywać rozczarowania tą wygraną, choćby była nie wiem jak pięknie opakowana,
- podarunki w postaci starych numerów magazynu "Kuchnia",
- podarunki w postaci stosu branżowych ulotek reklamowych,
można mieć wrażenie, że gdzieś tam uważa się, że blogerki kulinarne zadowolą się byle czym, nawet jeśli uznaje się ich przepisy za warte przyznania I. miejsca. Trochę to smutne.
Ale ja jestem szczęśliwa, bo długo marzyłam o tym, aby poznać Pyzę, bardzo chciałam się spotkać i porozmawiać z Olą, a o poznaniu Kasi i jej Rodziny nawet nie myślałam, więc wygrana i zaproszenie spowodowały wiele dobrego i otworzyły przede mną nowe kontakty i na pewno zmieniły ich jakość na lepszą. Mam nadzieję, że Dziewczyny z Warszawy i Łodzi też tak uważają!
Co tam zestawy noży! Blogerki górą!
Dziękuję za miłe słowa :) też mnie cieszy ten aspekt twojej wygranej, że dane nam było się poznać :)
OdpowiedzUsuńSzalenie miło czytało się ten post. Bardzo się cieszę, że udało się Wam spotkać i że spędziłaś tak miłe chwile w tak zacnym gronie. To jak wspaniałymi jesteście osobami mozna już stwierdzić podczytujac Wasze pogaduszki na Durszlakowym Forum. Życzę takich spotkań jak najwięcej, i dalej tak wspaniałego kontaktu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
Kasiu, mnie było bardzo miło Was poznać i cieszę się, że mogliśmy się spotkać :-) A co do reszty czyli nagród to całkowicie się z Tobą zgadzam - też byłam nieco rozczarowana i nie rozumiem dlaczego firmom/sponsorom wydaje się, że jak dają cokolwiek to ludzie muszą, wręcz mają obowiązek cieszyć się, nawet z byle czego.... Pozdrawiam Was cieplutko i dzięki za wszystko.
OdpowiedzUsuńOlu, ja tak uważam! :)
OdpowiedzUsuńKucharenko - to dziękuję Ci za te słowa, bo myślałam, że będzie przydługawo i nudno! :D
Pyzo, my Ciebie też serdecznie pozdrawiamy i liczę na jakąś kolejną wygraną w Warszawie, żeby się znów z Wami spotkać. ;)
Kasiu, gratulacje :-) wygranie konkursu zawsze jest fajną sprawą, ale chyba jeszcze milej było Wam się po prostu razem spotkać :-) pozdrawiam Cię serdecznie :*
OdpowiedzUsuńO, Kasia! Dziękuję za odwiedzinki i gratulcje. Było super, mam nadzieję, że i nam dane będzie się spotkać!. ;)
OdpowiedzUsuńAż się popłakałam,pięknie to wszystko opisałaś i pokazałaś.Piszesz równie pięknie jak i smacznie gotujesz:)
OdpowiedzUsuńlubię takie szczere relacje :)
OdpowiedzUsuńNie, no, ja mam nadzieję, że następnym razem wszystkie coś wygracie we Wrocławiu, bo ja też chcę całą tą resztę poznać!! A ja mam tą radochę, że te wszystkie rzeczy co stoją na stole było mi dane kosztować!:) Super relacja!!
OdpowiedzUsuńBuziole!
To super sprawa tak się zobaczyć i porozmawiać.Gratuluję spotkania :-)
OdpowiedzUsuńKasiu, dopiero dziś przeczytałam Twoją notkę o festiwalu (w dniu publikacji przegapiłam ją). Bardzo żałuję, że nie udało nam się spotkać. Byłoby mi bardzo miło Was poznać. Mam nadzieję, że będzie okazja to nadrobić.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o nagrody festiwalowe - moja, przewidziana za 3-cie miejsce, czyli książka, jeszcze do mnie nie dotarła i mam wrażenie, że wcale nie dotrze - ktoś odpowiedzialny za organizację konkursu ze strony Kuchnia+ pewnie zapomniał ją wysłać, ale nie zamierzam się upominać. W konkursie wzięłam udział nie dla nagrody, ale dlatego, że wydał mi się fajną zabawą. Niewysłanie nagrody to antyreklama dla Kuchnia+.
Pozdrawiam!
Fajniee:)))
OdpowiedzUsuń