Nie wyobrażam sobie zupy chińskiej, tajskiej czy indyjskiej bez świeżych listków kolendry. Kiedy tylko widzę w sklepie ładną, jaskrawozieloną kolendrę natychmiast muszę ją kupić i od razu zmieniam swoje kulinarne plany na następne 2-3 dni, żeby wykorzystać zakupiony pęczek. Bo kolendry nie da się mrozić, a suszona zupełnie straci swój wyjątkowy aromat i stanie się jedynie zasuszonym wiechciem bez smaku.
Buszując po internecie w poszukiwaniu chutneya kolendrowego, znalazłam tylko jeden przepis, który postanowiłam zrealizować. Potrzebowałam jakiejś recepty, żeby spożytkować ogromny pęczek kolendry, któremu nie mogłam się oprzeć kilka dni wcześniej, a który dziś (chutney robiłam wczoraj) zapewne musiałabym wyrzucić.
Ta propozycja to wspaniały pomysł na spożytkowanie nadmiaru kolendry, ale i na świetny, mocny, esencjonalny sos-bazę do dipów, sosów, marynat i kolejnych chutneyów. Zmodyfikowałam troszkę przepis Gospodarnej Narzeczonej dodając oliwę z pestek winogron, limonkę zamiast cytryny (bo po mojemu limonka pasuje idealnie do kolendry) i podwójną ilość imbiru.
Mój chutney wyszedł gorzkawy, pikantny i bardzo kolendrowy w smaku. Z dodatkiem śmietany lub jogurtu zmienia się w fantastyczny, orzeźwiający sos do ryb lub sałat, doprawia świetnie potrawy azjatyckie i wszelkie curry. I może długo stać w lodówce nie tracąc świeżości, jednak nie dłużej niż 2 tygodnie (aktualizacja). Chutney kolendrowy
Składniki:
- spory pęczek kolendry
- kawałek imbiru ok. 2 cm
- 1 duża łyżka jasnego miodu (u mnie akacjowy)
- sok wyciśnięty z jednej limonki
- 1 płaska łyżeczka soli
- 50 ml oliwy z pestek winogron
Sok wlewamy do pojemnika blendera, wrzucamy kolendrę, obrany i pokrojony imbir, miód, oliwę i miksujemy na puree. Doprawiamy solą do smaku, przekładamy do słoiczka.
Nie nadążę z przepisywaniem ! Ciągle masz tyle nowych pomysłów. U mnie właśnie na gazie siedzi chutney z brusznicą, chilli i jabłkiem. Ciekawa jestem co mi z tego wyjdzie;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
;) No coś Ty! Potrzeba matką wynalazku, a raczej poszukiwań internetowych. ;) Nie przepisuj, korzystaj z mojej strony. ;)Hmm, brusznica...? Borówka znaczy. Wiesz co, ja mam jeszcze jeden chutney, ale to niedługo. ;)))
OdpowiedzUsuńStrasznie nie lubię kolendry, z nią jest tak albo się ją uwielbia albo nienawidzi. Drażni mnie jej cytrusowo-mydlany posmak. Ale gratulacje za oryginalność. Pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńtjaryma-jak zaczęłam sama gotować azjatyckie dania, to chciałam, żeby wszystko było jak w oryginale. Oczywiście kolendra była obowiązkowa, szczególnie w tajskiej kuchni :). Tak ją polubiłam. ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł na wykorzystanie nadmiaru świeżej kolendry. Dopiero odkryłam ten przepis u Ciebie, Kasiu. Bardzo mi się spodobał.
OdpowiedzUsuńCieszę się, Haniu! ;) Chutney wychodzi bardzo wyrazisty i mocno kolendrowy, trzeba uważać, żeby nie "przeperfumować" nim sosów czy dań, do których się go dodaje. ;) Ale lepiej mieć taki chutney kolendrowy w lodówce niż wyrzucać zwiędłą kolendrę. ;))
OdpowiedzUsuń